Lucjusz spędzał mnóstwo czasu z Severusem, by przygotować się do spotkania z Voldemortem jak najlepiej. Narcyza czuła, że znowu go traci, uciekała więc do kontaktów z Bellą, która była właśnie w ósmym miesiącu ciąży i choć nigdy by się do tego nie przyznała, coraz bardziej denerwowała się rozwiązaniem. Lucjusz potajemnie faszerował żonę tabletkami. Wspomnienia wróciły już niemal wszystkie i doskonale wiedział, co działo się ostatnim razem. Za nic w świecie nie chciał tego powtarzać.
Nadszedł
w końcu wielki dzień spotkania. O równej dwudziestej Lucjusz wraz
z Severusem deportowali się do siedziby Lorda. Z Narcyzą została
Bella. Martwiła się stanem siostry, która najwyraźniej niezbyt
dobrze przyjęła całą tę sytuację. Rozmawiała jednak wcześniej
z Lucjuszem i wiedziała, by w razie czego podać siostrze tabletki
uspokajające, oczywiście tak, by niczego nie zauważyła. Nie było
jednak takiej potrzeby, blondynka zachowywała względny spokój,
choć ręce jej się trzęsły. Czekała niecierpliwie na powrót
męża, który nastąpił dopiero grubo po północy. Gdy mężczyzna
się pojawił, tym razem już sam, zerwała się z kanapy i rzuciła prosto w jego ramiona.
-
Spokojnie, jeszcze żyję. - Zażartował, ale jej nie było wcale do
śmiechu.
- I co?
- Dopytywała się.
- Nic.
Zwyczajne spotkanie. - Uśmiechnął się do niej. - Nic ciekawego.
Na razie mam spokój, przynajmniej na najbliższe dwa miesiące. Za
dobre sprawowanie. Przez ten czas mam zamiar ci wynagrodzić to, że
tak często mnie przy tobie nie było.
Uniósł
ją delikatnie w górę, składając na jej ustach czuły pocałunek,
który bez zastanowienia odwzajemniła. Chwilę później znaleźli
się w sypialni.
Od tego
czasu minęły niecałe trzy tygodnie. Lucjusz przypomniał sobie, że
obrazy zalegające w kartonowych pudłach w bibliotece narysowała
jego żona. Teraz usiłował ją przekonać, by do tego wróciła.
Był właśnie w trakcie, gdy przerwało im stukanie w szybę.
Spojrzeli w tamtą stronę odruchowo. Narcyza wstała i otworzyła
okno, przez które wleciała duża, brązowa sowa i ponaglająco
dziobnęła kobietę w palec, wyciągając nóżkę z przywiązanym
listem. Kobieta pospiesznie odwiązała zwinięty w rulon pergamin i
odwinęła go. Był od Rudolfa. Mężczyzna bardzo pokrótce pisał,
że jest z Bellatrix w szpitalu świętego Munga. Prosił, by i ona się zjawiła.
Powiadomiła o tym męża i dziesięć minut później spotkali się
z Lestrange'm na korytarzu.
-
Zaczęło się. - Oznajmił, gdy tylko ich zobaczył.
- O
Merlinie... - Jęknęła Narcyza. Była zdenerwowana.
Jedyne,
co mogli zrobić, to cierpliwie czekać. Zrobiło się już późno.
Narcyza siedziała obok Lucjusza, z głową opartą o jego ramię,
którym obejmował ją w talii. W końcu wyszedł uzdrowiciel i
zbliżył się do Rudolfa.
-
Gratuluję, panie Lestrange. Ma pan śliczną, zdrową i silną
córkę! - Oznajmił z szerokim uśmiechem.
- D...
Dziękuję. - Wyjąkał Rudolf. - Można do nich wejść?
-
Jeszcze nie... Dajmy im chwilę. - Mężczyzna odszedł.
-
Gratulację, Rudolf! - Narcyza uściskała szwagra. Była szczęśliwa.
Gdy jednak udało jej się wejść do siostry, cała euforia jakby się
gdzieś ulotniła. Bellatrix nie wyglądała na zbyt szczęśliwą.
Podeszła do łóżka i usiadła na stojącym obok krześle.
- Jak
się masz? - Szepnęła, spoglądając na łóżeczko, w którym
spało niemowlę.
-
Zmęczona. - Odmruknęła jej. To akurat było widać.
-
Prześpij się. - Cyzia pocałowała siostrę w czoło z wyjątkową
troską i czułością. - Zasłużyłaś.
Chwilę
później Bella faktycznie zapadła w mocny sen. Narcyza podeszła do
śpiącej dziewczynki. Wyglądała tak ślicznie. Odruchowo się
uśmiechnęła. Warto było o nie walczyć – pomyślała i
nagle zalała ją fala wspomnień. Zmroziło ją, gdy przypomniała
sobie o propozycji Voldemorta. Pomyślała o siedzącym na korytarzu
Lucjuszu i omal się nie rozpłakała.
Wrócili
razem do domu i położyli się. Było już bardzo późno, oboje
byli zmęczeni. Lucjusz zasnął niemal od razu, ale Narcyzę znowu
męczyła bezsenność. Ogarnął ją nagły strach. Zaczęła szukać
w ciemności ręki swojego męża, a gdy w końcu na nią trafiła,
ścisnęła ją mocno, podniosła i przyłożyła do swoich ust.
Blondyn poruszył się i w półśnie przysunął żonę do siebie,
zamykając w ją w swoich ramionach. Wtuliła się w niego, wciągając
jego zapach i upajając się nim. Strach, mimo iż zmalał, wciąż
jeszcze na niej ciążył, jednak dotyk ukochanego mężczyzny
pozwalał jej z nim walczyć i ostatecznie udało jej się zasnąć.
Niemal
cały swój wolny czas pani Malfoy rozkładała pomiędzy swego męża,
a siostrę i jej malutką córeczkę. Gdy Bellatrix wyszła ze
szpitala, Narcyza pomagała jej w opiece nad niemowlęciem. Jak się
okazało, młodsza o cztery lata córka Black'ów miała o wiele
lepsze podejście do dzieci. Była cierpliwa, potrafiła uspokoić
małą, a przy tym wszystkim wyraźnie sprawiało jej to radość.
Bella natomiast szybko traciła nerwy, nieporadnie starała się
obejść z dzieckiem i czasem nawet potrafiła rozbawić siostrę do
łez, gdy ta przyglądała się jej poczynaniom, choćby przy
przewijaniu. Bella nie nadawała się na matkę i to było widać.
Nowa
członkini rodziny otrzymała imię Amelia, które bardziej podsunęła
Narcyza, niż sami rodzice dziecka. Siostra matki oczywiście została
chrzestną, chrzestnym natomiast brat ojca. Dziewczynka była zdrowa
i szybko rosła.
-
Cyziu... - Bella przyszła do siostry razem z dwumiesięczną córką.
- Mam do ciebie prośbę...
- Hmm? -
Mruknęła tamta, spacerując z siostrzenicą po salonie.
-
Mogłabyś zostać dziś z małą? Bo widzisz... Dziś mamy kolejną
akcję, tak bardzo chciałabym wziąć w niej udział... Tęsknię za
tym.
-
Pewnie, że zostanę. - Posłała siostrze uśmiech. - Nie ma sprawy.
-
Świetnie! Skoczę do domu i przyniosę ci potrzebne rzeczy.
Piętnaście
minut później Narcyza została sam na sam z niemowlakiem. Gdy
Lucjusz, który bywał już coraz częściej w Ministerstwie wrócił
do domu nie ukrywał zdziwienia.
- Widzę,
że Bella bez ogródek korzysta z twojej pomocy... - Mruknął,
siadając obok żony, która delikatnie bujała w ramionach
zawiniątko.
- Nie
przesadzaj! I tak siedzę w domu, a lubię, gdy mała tu jest.
Lucjusza
nieco niepokoiło zachowanie żony. Jego zdaniem Narcyza zbyt mocno
przywiązywała się do chrześnicy. W końcu jej matką była
Bellatrix i, jeśli się dobrze nad tym zastanowić, Cyzia nie miała
tu wiele do powiedzenia. Bał się, że w końcu Bella zechce spędzać czas z córką, ograniczając tym samym kontakt dziecka z Narcyzą, a jego żona znowu będzie chodziła przygnębiona. Do głowy przyszła mu pewna myśl... Może
to już czas? Może powinni postarać się o dziecko? W końcu oboje
byli młodzi i zdrowi, kochali się... Objął żonę, która ułożyła
głowę na jego ramieniu. Wyglądała tak uroczo, trzymając to
maleństwo na rękach...
Cały ten słodki urok zniknął gdzieś nagle wraz z nadejściem nocy. Śpiąca w łóżku pociecha regularnie budziła
ich swoim krzykiem Lucjusz aż nie mógł uwierzyć, że w „czymś”
tak małym może być tyle siły do tak głośnego, uciążliwego
krzyku. Cyzi jednak zdawało się to nie przeszkadzać. Wstawała
dzielnie, karmiła małą, przewijała i ponownie usypiała bez
cienie złości. Imponowała mu tym.
Bella
odebrała Amelię rano. Dziękowała Narcyzie, której wyraźnie
ciężko było się rozstać z dzieckiem. Ten widok utwierdził
Lucjusza w przekonaniu, że powinni mieć potomka. Wiedział, że
Narcyza tego pragnie, ale z jakiegoś powodu mu o tym nie mówi...
Siedział
w bibliotece, usiłując ogarnąć sprawy związane z Ministerstwem
Magii. Musiał sobie wszystko przypomnieć, wszystkiego się, w
pewnym sensie, nauczyć na nowo. Nie było to zadanie łatwe, ale z
jakiegoś powodu sprawiało mu nawet przyjemność. Był bardzo
szanowaną osobą i cenił to sobie. Układy w końcu
zawsze się przydają.
Z pracy
wyrwało go pukanie. Uniósł wzrok i zawołał „proszę”. Drzwi
otworzyły się i do środka weszła Narcyza. Lucjusz odłożył
pióro i odchylił się wygodnie na fotelu, patrząc, jak jego żona
wolno i dumnie kroczy przez bibliotekę.
- Nie
musisz pukać. - Odezwał się.
- Kiedyś
nie lubiłeś, gdy tu siedziałeś, a ktoś wchodził, wcześniej
nie zapukawszy. - Oznajmiła mu z uśmiechem.
- Teraz
chyba mi to już nie przeszkadza. - Odparł, nie odrywając od niej
wzroku.
- Musimy
porozmawiać. - Oznajmiła nagle poważnym tonem.
-
Chciałem zaproponować to samo, ale nie mogłem się zebrać. -
Przyznał. - O czym więc chcesz ze mną rozmawiać?
- Chcę
mieć dziecko. - Wyrzuciła z siebie prosto z mostu. Lucjusz poczuł
się dziwnie. Jakby blondynka czytała w jego myślach.
- Hmm...
- Mruknął cicho. Przyciągnął ją do siebie delikatnie. - Myślę,
że da się „zrobić”. - Oznajmił, unosząc ją i sadzając na
biurku.
- A ty o
czym chciałeś rozmawiać? - Zapytała, wyraźnie szczęśliwa.
Założyła mu ręce na szyję.
- Może
wyda ci się to dziwne, ale dokładnie o tym samym. - Musnął jej
wargi. - Teraz chyba już nie musimy o tym rozmawiać...
Całował
jej szyję, a ona odchylała głowę, wyginając wargi w uśmiechu
pełnym zadowolenia. Poruszyła się, zrzucając z biurka jakąś
teczkę, żadne z nich jednak nie zawracało sobie nią głowy.
Lucjusz przyjął sobie właśnie za punkt honoru dać swej żonie
dziecko i szczerze wątpił, by cokolwiek mogło go od tego odwieźć.
Oboje
starali się regularnie, przez cały miesiąc, by wreszcie spłodzić
upragnionego potomka. Bellatrix natomiast coraz częściej
„podrzucała” im swoją córkę. Cyzię trochę niepokoił ten
fakt. Nie chodziło tu o to, że nie chcę zajmować się
siostrzenicą. Lubiła to i zauważyła, że Lucjusz także nie ma
nic przeciwko. Bała się raczej tego, że dziecko może się w
pewnym momencie pogubić. Było jeszcze, co prawda bardzo mało, w
końcu to dopiero trzeci miesiąc jego życia i zapewne niewiele
rozumiało, jednak potrzebowało przecież matki. A to w końcu
Bellatrix nią była. To ją mała Amelia znała najlepiej. Narcyza
postanowiła, że porozmawia o tym z siostrą. Wykorzystała okazję,
gdy Bella przyszła ją odwiedzić, tym razem bez dziecka.
-
Chciałabym porozmawiać z tobą na temat Amelii. - Narcyza jakoś
nie lubiła używać skrótu „Amelka”.
- Coś
cię niepokoi? - Bella zmarszczyła brwi.
- Z małą
wszystko w porządku, nie zauważyłam niczego niepokojącego.
Tylko... - Zawahała się przez chwilę. - Boję się, że spędzasz
z nią za mało czasu...
-
Przecież poświęcam jej cały swój wolny czas. - Bellatrix trochę
zirytowało stwierdzenie siostry.
- A nie
sądzisz, że tego czasu jest trochę za mało? Ona cię potrzebuję,
nikt nie zastąpi jej matki. - Cyzia starała się, by nie urazić
siostry. Co jak co, ale o to akurat nie było trudno.
- Nie
chcesz z nią zostawać? Lucjusz się denerwuję? Powiedz po prostu.
Wynajmę jej opiekunkę. Miałam nawet taki zamiar, ale wolałam,
żeby z małą był ktoś, komu ufam. Jednak nie ma sprawy, powiedz,
jeśli nie chcesz z nią zostawać. - No i się zaczęło. Bella niby
nie krzyczała ani nie wyglądała na obrażoną, ale Narcyza
wiedziała, że przyjęła jej słowa jako atak bądź też wyrzut.
- To nie
tak, Bella! Uwielbiam Amelię, cieszę się, gdy ją do mnie
przynosisz, jest taka kochana! Lucjusz też ją lubi. Pomyślałam po
prostu, że potrzebują trochę częstszego kontaktu z tobą i
Rudolfem. - Starała się pospiesznie wszystko wytłumaczyć. - A co
do opiekunki, to nawet o tym nie myśl. Naprawdę wierzysz, że
pozwolę, aby moją siostrzenicą zajmowała się jakaś obca
kobieta?
-
Przepraszam. - Burknęła tamta. Dla Narcyzy fakt, że jej siostra
umiała przeprosić za swoją pomyłkę był dużym postępem.
- Nie
masz za co. Chcę tylko dla małej i dla ciebie jak najlepiej.
- Wiem,
Cyziu.
- Nie
lubisz z nią zostawać, co? - Spytała nagle.
- To
trudne... Poza tym...
- Poza
tym co? - Drążyła.
- Nie
umiem odnaleźć się w roli matki. Nie czuję tego... - Bella
wzruszyła ramionami.
- To
dopiero początki. Zobaczysz, że wszystkiego się nauczysz. -
Narcyza przysiadła na oparciu fotela swojej siostry i objęła ją.
Brunetka nie opierała się za specjalnie. Z ulgą wtuliła się w
młodszą kobietę.
- A ty i
Lucjusz? - Spytała nagle. - Rozmawialiście już na ten
temat?
- Chcemy
mieć dziecko. - Przyznała powoli.
- Czyli
mam się spodziewać, że w najbliższym czasie zostanę ciotką?
- Jeśli
wszystko pójdzie zgodnie z planem.
- Zuch
dziewczynka. - Bella uśmiechnęła się, mierzwiąc bond włosy.
Szykowała
się grubsza akcja. Coś, co mogło zaważyć na losach całej grupy
Śmierciożerców. Udział mieli wziąć niemal wszyscy. W tym także
Lucjusz i Bella. Narcyza nie pisnęła nawet słówka. Sama
przypomniała Belli, że ma przynieść do niej Amelię. Tak też się
stało. Wszystko rozkręcić się miało popołudniu. Lucjusz
pożegnał się ze zdenerwowaną Narcyzą, która najchętniej
nigdzie by go nie wypuszczała. Nie miała jednak żadnego wyboru,
podobnie zresztą, jak i on.
Godzina
mijała za godziną. Czas dłużył się niemiłosiernie, torturując
Narcyzę swą powolnością. Amelia, jakby wyczuwała nerwową
atmosferę, co chwila się budziła i popłakiwała. Narcyza również
była już bliska płaczu.
21
22
23
24...
Kiedy
wreszcie wrócą? To pytanie nieustannie kołatało się w jej
głowie. Około trzeciej usłyszała hałas w salonie. Zbiegła
szybko po schodach i wpadła wprost na Lucjusza. Zarzuciła mu ręce
na szyję. Więc tak miało wyglądać jej życie? Miała żyć w
ciągłym strachu, wciąż rzucać się na niego, szczęśliwa, że
wrócił żywy? Nie chciała tak. Spojrzała na jego twarz. Był
zmartwiony. I zmęczony. Zmarszczyła z niepokojem czoło i nos.
- Jak
poszło? - Spytała, trochę bojąc się odpowiedzi.
- Nie
było źle, ale po części nie wyszło. - Przyznał z rezygnacją. -
To głównie Bellatrix zawaliła.
- Bella
zawaliła zadanie? - Uwierzyłaby w wiele rzeczy, ale nie w to, że
jej siostra zepsuła wykonanie zadania dla Lorda Voldemorta.
-
Niestety.
- Jak?
- Ledwo
odpowiadała na jakiekolwiek zaklęcia. Omal nie dała się
zdemaskować. I przy okazji nas wszystkich. Czarny Pan... Na pewno
będzie wściekły.
Był.
Zwołał zebranie, które miało odbyć się następnego wieczoru w
Dworze Malfoy'ów. Każde, większe spotkanie Śmierciożerców
odbywały się tu, ewentualnie czasem w domu jej siostry. I tak, jak
na każdym takim zebraniu miała pojawić się również Narcyza.
Lucjusz
leżał na jej ramieniu, a ona gładziła delikatnie, uspokajająco
jego włosy. Martwiła się o niego, martwiła się tym, jak
zareaguje Lord. Ciągle coś nie dawało jej spokoju, a gula strachu
rosła nieustannie w jej gardle.
~*~
Kolejny rozdział skończony! Jak już wcześniej wspominałam, jeśli ktokolwiek to czyta, prosiłabym o choć najmniejszy znak w postaci komentarza, to naprawdę motywuje. A tymczasem dorzucam Wam jeden z moich ulubionych artów! :)
~*~
Kolejny rozdział skończony! Jak już wcześniej wspominałam, jeśli ktokolwiek to czyta, prosiłabym o choć najmniejszy znak w postaci komentarza, to naprawdę motywuje. A tymczasem dorzucam Wam jeden z moich ulubionych artów! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz