czwartek, 21 sierpnia 2014

Nowy członek rodziny. Rozdział VI

         

              Lucjusz spędzał mnóstwo czasu z Severusem, by przygotować się do spotkania z Voldemortem jak najlepiej. Narcyza czuła, że znowu go traci, uciekała więc do kontaktów z Bellą, która była właśnie w ósmym miesiącu ciąży i choć nigdy by się do tego nie przyznała, coraz bardziej denerwowała się rozwiązaniem. Lucjusz potajemnie faszerował żonę tabletkami. Wspomnienia wróciły już niemal wszystkie i doskonale wiedział, co działo się ostatnim razem. Za nic w świecie nie chciał tego powtarzać.
            Nadszedł w końcu wielki dzień spotkania. O równej dwudziestej Lucjusz wraz z Severusem deportowali się do siedziby Lorda. Z Narcyzą została Bella. Martwiła się stanem siostry, która najwyraźniej niezbyt dobrze przyjęła całą tę sytuację. Rozmawiała jednak wcześniej z Lucjuszem i wiedziała, by w razie czego podać siostrze tabletki uspokajające, oczywiście tak, by niczego nie zauważyła. Nie było jednak takiej potrzeby, blondynka zachowywała względny spokój, choć ręce jej się trzęsły. Czekała niecierpliwie na powrót męża, który nastąpił dopiero grubo po północy. Gdy mężczyzna się pojawił, tym razem już sam, zerwała się z kanapy i rzuciła prosto w jego ramiona.
- Spokojnie, jeszcze żyję. - Zażartował, ale jej nie było wcale do śmiechu.
- I co? - Dopytywała się.
- Nic. Zwyczajne spotkanie. - Uśmiechnął się do niej. - Nic ciekawego. Na razie mam spokój, przynajmniej na najbliższe dwa miesiące. Za dobre sprawowanie. Przez ten czas mam zamiar ci wynagrodzić to, że tak często mnie przy tobie nie było.
           Uniósł ją delikatnie w górę, składając na jej ustach czuły pocałunek, który bez zastanowienia odwzajemniła. Chwilę później znaleźli się w sypialni.


           Od tego czasu minęły niecałe trzy tygodnie. Lucjusz przypomniał sobie, że obrazy zalegające w kartonowych pudłach w bibliotece narysowała jego żona. Teraz usiłował ją przekonać, by do tego wróciła. Był właśnie w trakcie, gdy przerwało im stukanie w szybę. Spojrzeli w tamtą stronę odruchowo. Narcyza wstała i otworzyła okno, przez które wleciała duża, brązowa sowa i ponaglająco dziobnęła kobietę w palec, wyciągając nóżkę z przywiązanym listem. Kobieta pospiesznie odwiązała zwinięty w rulon pergamin i odwinęła go. Był od Rudolfa. Mężczyzna bardzo pokrótce pisał, że jest z Bellatrix w szpitalu świętego Munga. Prosił, by i ona się zjawiła. Powiadomiła o tym męża i dziesięć minut później spotkali się z Lestrange'm na korytarzu.
- Zaczęło się. - Oznajmił, gdy tylko ich zobaczył.
- O Merlinie... - Jęknęła Narcyza. Była zdenerwowana.
           Jedyne, co mogli zrobić, to cierpliwie czekać. Zrobiło się już późno. Narcyza siedziała obok Lucjusza, z głową opartą o jego ramię, którym obejmował ją w talii. W końcu wyszedł uzdrowiciel i zbliżył się do Rudolfa.
- Gratuluję, panie Lestrange. Ma pan śliczną, zdrową i silną córkę! - Oznajmił z szerokim uśmiechem.
- D... Dziękuję. - Wyjąkał Rudolf. - Można do nich wejść?
- Jeszcze nie... Dajmy im chwilę. - Mężczyzna odszedł.
- Gratulację, Rudolf! - Narcyza uściskała szwagra. Była szczęśliwa.
             Gdy jednak udało jej się wejść do siostry, cała euforia jakby się gdzieś ulotniła. Bellatrix nie wyglądała na zbyt szczęśliwą. Podeszła do łóżka i usiadła na stojącym obok krześle.
- Jak się masz? - Szepnęła, spoglądając na łóżeczko, w którym spało niemowlę.
- Zmęczona. - Odmruknęła jej. To akurat było widać.
- Prześpij się. - Cyzia pocałowała siostrę w czoło z wyjątkową troską i czułością. - Zasłużyłaś.
           Chwilę później Bella faktycznie zapadła w mocny sen. Narcyza podeszła do śpiącej dziewczynki. Wyglądała tak ślicznie. Odruchowo się uśmiechnęła. Warto było o nie walczyć – pomyślała i nagle zalała ją fala wspomnień. Zmroziło ją, gdy przypomniała sobie o propozycji Voldemorta. Pomyślała o siedzącym na korytarzu Lucjuszu i omal się nie rozpłakała.
           Wrócili razem do domu i położyli się. Było już bardzo późno, oboje byli zmęczeni. Lucjusz zasnął niemal od razu, ale Narcyzę znowu męczyła bezsenność. Ogarnął ją nagły strach. Zaczęła szukać w ciemności ręki swojego męża, a gdy w końcu na nią trafiła, ścisnęła ją mocno, podniosła i przyłożyła do swoich ust. Blondyn poruszył się i w półśnie przysunął żonę do siebie, zamykając w ją w swoich ramionach. Wtuliła się w niego, wciągając jego zapach i upajając się nim. Strach, mimo iż zmalał, wciąż jeszcze na niej ciążył, jednak dotyk ukochanego mężczyzny pozwalał jej z nim walczyć i ostatecznie udało jej się zasnąć.

           Niemal cały swój wolny czas pani Malfoy rozkładała pomiędzy swego męża, a siostrę i jej malutką córeczkę. Gdy Bellatrix wyszła ze szpitala, Narcyza pomagała jej w opiece nad niemowlęciem. Jak się okazało, młodsza o cztery lata córka Black'ów miała o wiele lepsze podejście do dzieci. Była cierpliwa, potrafiła uspokoić małą, a przy tym wszystkim wyraźnie sprawiało jej to radość. Bella natomiast szybko traciła nerwy, nieporadnie starała się obejść z dzieckiem i czasem nawet potrafiła rozbawić siostrę do łez, gdy ta przyglądała się jej poczynaniom, choćby przy przewijaniu. Bella nie nadawała się na matkę i to było widać.
           Nowa członkini rodziny otrzymała imię Amelia, które bardziej podsunęła Narcyza, niż sami rodzice dziecka. Siostra matki oczywiście została chrzestną, chrzestnym natomiast brat ojca. Dziewczynka była zdrowa i szybko rosła.
- Cyziu... - Bella przyszła do siostry razem z dwumiesięczną córką. - Mam do ciebie prośbę...
- Hmm? - Mruknęła tamta, spacerując z siostrzenicą po salonie.
- Mogłabyś zostać dziś z małą? Bo widzisz... Dziś mamy kolejną akcję, tak bardzo chciałabym wziąć w niej udział... Tęsknię za tym.
- Pewnie, że zostanę. - Posłała siostrze uśmiech. - Nie ma sprawy.
- Świetnie! Skoczę do domu i przyniosę ci potrzebne rzeczy.
           Piętnaście minut później Narcyza została sam na sam z niemowlakiem. Gdy Lucjusz, który bywał już coraz częściej w Ministerstwie wrócił do domu nie ukrywał zdziwienia.
- Widzę, że Bella bez ogródek korzysta z twojej pomocy... - Mruknął, siadając obok żony, która delikatnie bujała w ramionach zawiniątko.
- Nie przesadzaj! I tak siedzę w domu, a lubię, gdy mała tu jest.
          Lucjusza nieco niepokoiło zachowanie żony. Jego zdaniem Narcyza zbyt mocno przywiązywała się do chrześnicy. W końcu jej matką była Bellatrix i, jeśli się dobrze nad tym zastanowić, Cyzia nie miała tu wiele do powiedzenia. Bał się, że w końcu Bella zechce spędzać czas z córką, ograniczając tym samym kontakt dziecka z Narcyzą, a jego żona znowu będzie chodziła przygnębiona. Do głowy przyszła mu pewna myśl... Może to już czas? Może powinni postarać się o dziecko? W końcu oboje byli młodzi i zdrowi, kochali się... Objął żonę, która ułożyła głowę na jego ramieniu. Wyglądała tak uroczo, trzymając to maleństwo na rękach...
          Cały ten słodki urok zniknął gdzieś nagle wraz z nadejściem nocy. Śpiąca w łóżku pociecha regularnie budziła ich swoim krzykiem Lucjusz aż nie mógł uwierzyć, że w „czymś” tak małym może być tyle siły do tak głośnego, uciążliwego krzyku. Cyzi jednak zdawało się to nie przeszkadzać. Wstawała dzielnie, karmiła małą, przewijała i ponownie usypiała bez cienie złości. Imponowała mu tym.
           Bella odebrała Amelię rano. Dziękowała Narcyzie, której wyraźnie ciężko było się rozstać z dzieckiem. Ten widok utwierdził Lucjusza w przekonaniu, że powinni mieć potomka. Wiedział, że Narcyza tego pragnie, ale z jakiegoś powodu mu o tym nie mówi...
           Siedział w bibliotece, usiłując ogarnąć sprawy związane z Ministerstwem Magii. Musiał sobie wszystko przypomnieć, wszystkiego się, w pewnym sensie, nauczyć na nowo. Nie było to zadanie łatwe, ale z jakiegoś powodu sprawiało mu nawet przyjemność. Był bardzo szanowaną osobą i cenił to sobie. Układy w końcu zawsze się przydają.
            Z pracy wyrwało go pukanie. Uniósł wzrok i zawołał „proszę”. Drzwi otworzyły się i do środka weszła Narcyza. Lucjusz odłożył pióro i odchylił się wygodnie na fotelu, patrząc, jak jego żona wolno i dumnie kroczy przez bibliotekę.
- Nie musisz pukać. - Odezwał się.
- Kiedyś nie lubiłeś, gdy tu siedziałeś, a ktoś wchodził, wcześniej nie zapukawszy. - Oznajmiła mu z uśmiechem.
- Teraz chyba mi to już nie przeszkadza. - Odparł, nie odrywając od niej wzroku.
- Musimy porozmawiać. - Oznajmiła nagle poważnym tonem.
- Chciałem zaproponować to samo, ale nie mogłem się zebrać. - Przyznał. - O czym więc chcesz ze mną rozmawiać?
- Chcę mieć dziecko. - Wyrzuciła z siebie prosto z mostu. Lucjusz poczuł się dziwnie. Jakby blondynka czytała w jego myślach.
- Hmm... - Mruknął cicho. Przyciągnął ją do siebie delikatnie. - Myślę, że da się „zrobić”. - Oznajmił, unosząc ją i sadzając na biurku.
- A ty o czym chciałeś rozmawiać? - Zapytała, wyraźnie szczęśliwa. Założyła mu ręce na szyję.
- Może wyda ci się to dziwne, ale dokładnie o tym samym. - Musnął jej wargi. - Teraz chyba już nie musimy o tym rozmawiać...
             Całował jej szyję, a ona odchylała głowę, wyginając wargi w uśmiechu pełnym zadowolenia. Poruszyła się, zrzucając z biurka jakąś teczkę, żadne z nich jednak nie zawracało sobie nią głowy. Lucjusz przyjął sobie właśnie za punkt honoru dać swej żonie dziecko i szczerze wątpił, by cokolwiek mogło go od tego odwieźć.
           Oboje starali się regularnie, przez cały miesiąc, by wreszcie spłodzić upragnionego potomka. Bellatrix natomiast coraz częściej „podrzucała” im swoją córkę. Cyzię trochę niepokoił ten fakt. Nie chodziło tu o to, że nie chcę zajmować się siostrzenicą. Lubiła to i zauważyła, że Lucjusz także nie ma nic przeciwko. Bała się raczej tego, że dziecko może się w pewnym momencie pogubić. Było jeszcze, co prawda bardzo mało, w końcu to dopiero trzeci miesiąc jego życia i zapewne niewiele rozumiało, jednak potrzebowało przecież matki. A to w końcu Bellatrix nią była. To ją mała Amelia znała najlepiej. Narcyza postanowiła, że porozmawia o tym z siostrą. Wykorzystała okazję, gdy Bella przyszła ją odwiedzić, tym razem bez dziecka.
- Chciałabym porozmawiać z tobą na temat Amelii. - Narcyza jakoś nie lubiła używać skrótu „Amelka”.
- Coś cię niepokoi? - Bella zmarszczyła brwi.
- Z małą wszystko w porządku, nie zauważyłam niczego niepokojącego. Tylko... - Zawahała się przez chwilę. - Boję się, że spędzasz z nią za mało czasu...
- Przecież poświęcam jej cały swój wolny czas. - Bellatrix trochę zirytowało stwierdzenie siostry.
- A nie sądzisz, że tego czasu jest trochę za mało? Ona cię potrzebuję, nikt nie zastąpi jej matki. - Cyzia starała się, by nie urazić siostry. Co jak co, ale o to akurat nie było trudno.
- Nie chcesz z nią zostawać? Lucjusz się denerwuję? Powiedz po prostu. Wynajmę jej opiekunkę. Miałam nawet taki zamiar, ale wolałam, żeby z małą był ktoś, komu ufam. Jednak nie ma sprawy, powiedz, jeśli nie chcesz z nią zostawać. - No i się zaczęło. Bella niby nie krzyczała ani nie wyglądała na obrażoną, ale Narcyza wiedziała, że przyjęła jej słowa jako atak bądź też wyrzut.
- To nie tak, Bella! Uwielbiam Amelię, cieszę się, gdy ją do mnie przynosisz, jest taka kochana! Lucjusz też ją lubi. Pomyślałam po prostu, że potrzebują trochę częstszego kontaktu z tobą i Rudolfem. - Starała się pospiesznie wszystko wytłumaczyć. - A co do opiekunki, to nawet o tym nie myśl. Naprawdę wierzysz, że pozwolę, aby moją siostrzenicą zajmowała się jakaś obca kobieta?
- Przepraszam. - Burknęła tamta. Dla Narcyzy fakt, że jej siostra umiała przeprosić za swoją pomyłkę był dużym postępem.
- Nie masz za co. Chcę tylko dla małej i dla ciebie jak najlepiej.
- Wiem, Cyziu.
- Nie lubisz z nią zostawać, co? - Spytała nagle.
- To trudne... Poza tym...
- Poza tym co? - Drążyła.
- Nie umiem odnaleźć się w roli matki. Nie czuję tego... - Bella wzruszyła ramionami.
- To dopiero początki. Zobaczysz, że wszystkiego się nauczysz. - Narcyza przysiadła na oparciu fotela swojej siostry i objęła ją. Brunetka nie opierała się za specjalnie. Z ulgą wtuliła się w młodszą kobietę.
- A ty i Lucjusz? - Spytała nagle. - Rozmawialiście już na ten temat?
- Chcemy mieć dziecko. - Przyznała powoli.
- Czyli mam się spodziewać, że w najbliższym czasie zostanę ciotką?
- Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem.
- Zuch dziewczynka. - Bella uśmiechnęła się, mierzwiąc bond włosy.

         Szykowała się grubsza akcja. Coś, co mogło zaważyć na losach całej grupy Śmierciożerców. Udział mieli wziąć niemal wszyscy. W tym także Lucjusz i Bella. Narcyza nie pisnęła nawet słówka. Sama przypomniała Belli, że ma przynieść do niej Amelię. Tak też się stało. Wszystko rozkręcić się miało popołudniu. Lucjusz pożegnał się ze zdenerwowaną Narcyzą, która najchętniej nigdzie by go nie wypuszczała. Nie miała jednak żadnego wyboru, podobnie zresztą, jak i on.
          Godzina mijała za godziną. Czas dłużył się niemiłosiernie, torturując Narcyzę swą powolnością. Amelia, jakby wyczuwała nerwową atmosferę, co chwila się budziła i popłakiwała. Narcyza również była już bliska płaczu.
21
22
23
24...
           Kiedy wreszcie wrócą? To pytanie nieustannie kołatało się w jej głowie. Około trzeciej usłyszała hałas w salonie. Zbiegła szybko po schodach i wpadła wprost na Lucjusza. Zarzuciła mu ręce na szyję. Więc tak miało wyglądać jej życie? Miała żyć w ciągłym strachu, wciąż rzucać się na niego, szczęśliwa, że wrócił żywy? Nie chciała tak. Spojrzała na jego twarz. Był zmartwiony. I zmęczony. Zmarszczyła z niepokojem czoło i nos.
- Jak poszło? - Spytała, trochę bojąc się odpowiedzi.
- Nie było źle, ale po części nie wyszło. - Przyznał z rezygnacją. - To głównie Bellatrix zawaliła.
- Bella zawaliła zadanie? - Uwierzyłaby w wiele rzeczy, ale nie w to, że jej siostra zepsuła wykonanie zadania dla Lorda Voldemorta.
- Niestety.
- Jak?
- Ledwo odpowiadała na jakiekolwiek zaklęcia. Omal nie dała się zdemaskować. I przy okazji nas wszystkich. Czarny Pan... Na pewno będzie wściekły.
           Był. Zwołał zebranie, które miało odbyć się następnego wieczoru w Dworze Malfoy'ów. Każde, większe spotkanie Śmierciożerców odbywały się tu, ewentualnie czasem w domu jej siostry. I tak, jak na każdym takim zebraniu miała pojawić się również Narcyza.
           Lucjusz leżał na jej ramieniu, a ona gładziła delikatnie, uspokajająco jego włosy. Martwiła się o niego, martwiła się tym, jak zareaguje Lord. Ciągle coś nie dawało jej spokoju, a gula strachu rosła nieustannie w jej gardle.

~*~
Kolejny rozdział skończony! Jak już wcześniej wspominałam, jeśli ktokolwiek to czyta, prosiłabym o choć najmniejszy znak w postaci komentarza, to naprawdę motywuje. A tymczasem dorzucam Wam jeden z moich ulubionych artów! :)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz