poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Utracona pamięć. Rozdział IV

      Witam i powracam z kolejnym rozdziałem! Mam wrażenie, że i tak nikt tego nie czyta, a wytrwałość to nie jest moja mocna strona, ale próbuję, może znajdzie się ktoś, kto zainteresuje się tym na tyle, by napisać swoją opinię... Miłej lektury! :)



 ~*~

            Minęły dwa tygodnie, a Lucjusz wciąż nie odzyskał przytomności. Uzdrowiciel oznajmił Narcyzie, że ma dość poważne obrażenie głowy. Nie mogą dla niego już nic więcej zrobić. Nie wiedzą, czy się wybudzi i kiedy to się stanie. Nie mają również pojęcia, jak będzie się zachowywał. Zdawała sobie z tego sprawę, choć tak naprawdę wolałaby nie wiedzieć.
- Może pani zabrać męża do domu lub zostawić go u nas. Jeśli zdecyduje się pani, by go zabrać, będą potrzebne stałe kontrole uzdrowiciela. - Poinformował ją medyk.
- Zabiorę go. - Odpowiedziała zdecydowanym tonem. - Jeśli to możliwe, to jeszcze dzisiaj.
- Oczywiście. W takim razie pójdę wypisać niezbędne formalności.
- Narcyzo... - Gdy lekarz odszedł, Severus spojrzał na żonę swego przyjaciela z niepokojem. - Jesteś tego pewna? Lucjusz wymaga teraz stałej opieki, a ty... Chyba nie jesteś w najlepszym stanie...
- Nie zostawię go tu, skoro może być w domu. Ze mną. - Za wszelką cenę chciała mieć go blisko siebie.
- Musisz też myśleć trochę o sobie... Wybacz moją uwagę, ale boję się po prostu, że... - Ton jego głosu był niepewny, wręcz smutny. - Że w pewnym momencie zupełnie się załamiesz.
- Sev... Nie chcę ciągle przychodzić do szpitala. Patrzeć na te cholerne, sterylnie białe ściany i błagać, żeby on w końcu otworzył oczy. Chcę go mieć cały czas, w domu. W spokoju przy nim siedzieć. - Czuła, jak oczy wypełniają jej się piekącymi łzami.
- Cyzia... - Mężczyzna przyciągnął ją do siebie, a ona nie protestowała i chętnie się w niego wtuliła. Czuła się taka samotna, tak bardzo jej tego brakowało... - Pomogę ci. Będę do was regularnie przychodził...
- Dziękuję, Sev. Za to, że przy mnie jesteś.
- W końcu na tym polega przyjaźń, prawda?

            Lucjusz zajął teraz ich wspólną sypialnie, a na ten czas Narcyza przeniosła się do innego, mniejszego pokoju. Siedziała przy jego łóżku niemal całymi dniami. Trzymając go za rękę lub gładząc jego policzek, płakała. Cały jej świat trwał w zawieszeniu. Stan jej męża pozostawał bez zmian. Mógł się albo pogorszyć, albo polepszyć. Wciąż żyła w niepokoju, nie wiedziała, czy miłość jej życia przeżyje, czy odejdzie od niej na zawsze. Doszło już nawet do tego, że prawie nie wychodziła z ich sypialni. Zasypiała na fotelu, stojącym obok jego łóżka, budziła się i tak cykl ten się powtarzał.
           Tego dnia źle się czuła. Od spania w niewygodnej pozycji wszystko ją już bolało, nie wspominając o tym, że wcale się nie wysypiała. Szybko się jednak ożywiła, gdy dostrzegła, że jej mąż się poruszył, a chwilę później otworzył oczy.
- Lucjusz... Skarbie... - Wyszeptała, pochylając się nad nim. - Słyszysz mnie?
            Nic jednak nie odpowiedział. Zamrugał kilkakrotnie oczami, jakby duchem był zupełnie w innym miejscu. Narcyza sprowadziła więc uzdrowiciela. Ten zbadał go i zwrócił się do pani Malfoy.
- Pani mąż ma kontakt ze światem zewnętrznym, jednak występują u niego problemy z reakcją. Nie wiem, czy wróci kiedykolwiek do normalnej sprawności i będzie w stanie mówić, jednak myślę, że są na to duże szanse. Proszę z nim rozmawiać, opowiadać mu... Wysoce prawdopodobne, że nie pamięta kim pani jest. Proszę zachować cierpliwość przede wszystkim.
- Oczywiście, dziękuję bardzo...
            Jednak Lucjusz wciąż dużo spał i rzadko podnosił powieki. Była na skraju wytrzymania, nie wiedziała, czy to wszystko ma jakikolwiek sens, czy jej mąż w ogóle kiedykolwiek wróci do normalności. Severus przychodził prawie każdego dnia. Rozmawiali, a on usiłował jakoś ją od tego wszystkiego odciągnąć, co nie przychodziło mu z łatwością.
            Mimo wszystko stosowała się do rad uzdrowiciela. Codziennie spędzała przy łóżku męża mnóstwo czasu. Opowiadała mu o ich życiu, o tym jacy kiedyś byli szczęśliwi. Miała wrażenie, że on doskonale wie, o czym mów, choć nie wiedziała, czy jest tak faktycznie, czy tylko to sobie wmawia, by podnieść samą siebie na duchu. Minął kolejny tydzień. Wreszcie naszedł dzień, który wprawił Narcyzę w wielką euforię...
           Było już dość późno. Znowu przysypiała na fotelu, w tej samej, niewygodnej pozycji. Nie chciała jednak zostawiać go ani na chwilę. W pewnym momencie stało się coś, co momentalnie ją rozbudziło.
- N... Narcyza... - Wypowiedział, a wręcz wycharczał cicho. Uniosła szybko wzrok, nie wiedząc, czy się nie przesłyszała. - Dobrze... Zapamiętałem?
- T... Tak. Coś się stało, Lucjuszu? - Pochyliła się nad nim i musnęła opuszkami palców jego policzek.
- Niee... Ja... Po prostu... - Jąkał się coraz bardziej. - Nic nie wiem...
- Spokojnie... Miałeś wypadek, możesz mieć małe problemy z pamięcią, ale to wszystko wróci...
- Wiem... Naprawdę... Jesteś moją...
- Żoną? - Dokończyła za niego. Kiwnął jedynie głową na potwierdzenie. - Tak, kochanie. Przypomnisz sobie, na pewno.
           Choć ona nie miała o tym pojęcia, Lucjusz czasem otwierał oczy, by na nią popatrzeć. Zazwyczaj robił to, gdy zasypiała. Nie miał pojęcia, kim kobieta jest. Była ładna i smutna, dlatego nazywał ją w myślach Smutną, Ładną Panią. Nie miał pojęcia, czy jej opowieści są prawdziwe i faktycznie są małżeństwem... Czy dobrze rozumiał, co to słowo oznaczało? Czasem jednak czuł się dziwnie, gdy przychodził tu ten brunet, pocieszał Smutną Panią, a czasem nawet ją przytulał...           
           Mijały kolejne dni. Razem z Severusem dzielnie starali się przypomnieć Lucjuszowi kim jest. Było to ciężkie zadanie. Mężczyzna, kiedyś tak silny i władczy, teraz natomiast przypominający bardziej dziecko we mgle, miał problemy z zapamiętywaniem słów i pewnych faktów. Doskonale na przykład pamiętał imię swojej żony, ale nie mógł przyjąć do siebie faktu, że byli małżeństwem. Zaczął wychodzić z sypialni, a Narcyza oprowadzała go po domu. Pewne szczegóły nawet sam sobie przypominał. Dużo czasu spędzali razem w salonie. Lucjusz siadał w fotelu, naprzeciwko kominka, a Narcyza przysiadała obok na poręczy. Opierała się wtedy policzkiem o czubek jego głowy i paznokciami delikatnie przesuwała po jego szyi. On natomiast często kładł rękę na jej kolanach. Z czasem zaczął czuć się zupełnie pewnie w jej towarzystwie, nie odsuwał się, gdy jej usta gdzieś go muskały. Musiał przyznać, że było to nawet całkiem przyjemne.
           Najgorsze w tym wszystkim było chyba to, że Lucjusz nie pamiętał o Śmierciożercach. Nie mógł uświadomić sobie, że kiedyś służył Czarnemu Panu, nie wiedział, jak bezwzględnym i złym jest on człowiekiem i co jest zdolny zrobić. Severusa przerażało to i nie miał pojęcia, jak wyjaśnić wszystko przyjacielowi tak, by zrozumiał. Widział, że Cyzia nie do końca jest świadoma, do czego może doprowadzić ta niewiedza, nie chciał jednak jej o tym wspominać i tak wystarczająco się już martwiła. Czarny Pan jednak nalegał na spotkanie z Lucjuszem. Był zły, że nie skończyli zadania i niewiele obchodziło go, że jeden z jego najwierniejszych sług ledwo uszedł z życiem. Sev nie miał wyboru, musiał porozmawiać z Narcyzą.
         Wyszli razem do ogrodu, zostawiając Lucjusza, który zafascynował się jakąś książką w salonie. Mężczyzna widział, że jego przyjaciółka jest szczęśliwa, że cieszy się, bo odzyskała męża. Tak bardzo nie chciał tego psuć... Wziął głębszy oddech, szykując się na widok jej nagle powiększonych ze strachu i zdziwienia niebieskich oczu.
- Mamy mały problem. - Już na wstępie kłamie, no pięknie. Problem wcale nie był mały. - Chodzi o Czarnego Pana. Jest zły, że nie załatwiliśmy zadania i chce się widzieć z Lucjuszem. Tak szybko, jak to możliwe.
 - Ale przecież... On niczego nie pamięta, jest chory. - Narcyza wpatrywała się w niego wzrokiem, który doskonale znał i którego wolałby nie widzieć, dlatego też odwrócił spojrzenie.
 - Cyziu... - Mówił tak spokojnie, jak tylko potrafił. - Przecież wiesz doskonale, że On tego nie zrozumie. Uzna, że Lucjusz blefuje, by uniknąć kary, a oboje zdajemy sobie sprawę, jak na to zareaguje. Musimy zrobić coś, by odzyskał choć pewną część swojej pamięci.
- Jak? - Szepnęła, a w oczach zaszkliły się jej łzy. - Jak mamy nagle zmusić Lucjusza, by wszystko sobie przypomniał? Severusie, przecież on się dziwi, kiedy widzi różdżkę, zachwyca się najprostszym zaklęciem, każdą, zwyczajną rzeczą... Jak chcesz sprawić, żeby nagle wrócił do dawnego stanu?
- Tego nie wiem. - Przyznał, choć zrobił to bardzo, bardzo niechętnie. - Mamy około tygodnia. Musimy mu przede wszystkim uświadomić kim jest Czarny Pan i jak trzeba się w jego towarzystwie zachowywać. Będziemy z nim ćwiczyć do upadłego, tak długo, jak tylko zdołamy. Damy sobie radę, Cyziu.
           Wrócili do salonu, a Lucjusz zmierzył ich podejrzliwym spojrzeniem. Zmrużył oczy, wpatrując się w Severusa niechętnie, a potem przeniósł wzrok na Narcyzę, do której uśmiechnął się lekko. Odwzajemniła uśmiech, podeszła do fotela, na którym siedział i przysiadła, jak to miała już w zwyczaju, na oparciu obok niego.
- Lucjuszu... - Zaczęła cicho, starając się powstrzymać drżenie głosu. - Mamy drobny problem. Mówiłam ci już wcześniej, że jesteś Śmierciożercą...
 - Pamiętasz, kim są Śmierciożercy? - Wtrącił Severus.
- Tak, pamiętam. To słudzy Czarnego Pana. - Syknął.
- Dobrze... Chodzi o to, żebyś jak najwięcej przypominał sobie sam. - Oznajmił brunet, siadając na fotelu. - A teraz powiedz mi, kim jest Czarny Pan?
- To najpotężniejszy czarnoksiężnik naszych czasów. - Oznajmił oschle Lucjusz, a Cyzia dostrzegła, że zaciska pięści. Denerwował się... Przyłożyła policzek do jego miękkich, jasnych włosów.
- Nie denerwuj się. - Powiedziała spokojnie.
- Czarny Pan jest też bardzo nerwowy i zdolny do najgorszych rzeczy, o których nawet ci się nie śniło. Łatwo go wyprowadzić z równowagi, co może doprowadzić nawet do tego, że cię zabije. W najlepszym wypadku, jeśli okaże łaskę, zrobi to od razu. Ale to rzadko się zdarza. - Mówił dalej Snape. - Teraz jest zły na nas, bo nie spełniliśmy zadania, które nam powierzył. A szczególnie zirytował się na ciebie, bo uważa, że oszukujesz, wszystko doskonale pamiętasz, ale wolisz udawać, by uniknąć kary. Ja i Narcyza wiemy, że tak nie jest, ale w tej sytuacji niewiele ma to do rzeczy, bo coraz więcej Śmierciożerców zaczyna tak sądzić. Dlatego musisz z nami współpracować i słuchać nas, tego, co ci mówimy, żebyś podczas spotkania z Czarnym Panem wiedział, jak się zachować, bo nawet najmniejsza gafa może spowodować, że nie wyjdziesz stamtąd żywy.
- Więc co mam robić? - Ton jego głosu był tak zimny, że Narcyzie przypomniał się jej dawny mąż. To trochę podniosło ją na duchu, choć nie podobało się jej, że zwraca się tak do Severusa.
- Przede wszystkim nie możesz mówić takim tonem. - Wyręczyła przyjaciela w odpowiedzi. - Musisz być posłuszny, okazać szacunek i potulność. Zarówno słowami, jak i gestami. Jak powiedział ci przed chwilą Sev, Czarnego Pana łatwo zdenerwować.
- Przede wszystkim nie waż się powiedzieć do niego inaczej, niż Panie. I nie możesz mu się sprzeciwiać. - Dodał Severus. - Przećwiczmy to... - Podniósł się z fotela i spojrzał wyczekująco na przyjaciela. - No, dalej, Lucjusz, wstawaj.
          Malfoy podniósł się niechętnie i stanął naprzeciwko bruneta. Narcyza obserwowała ich uważnie, zainteresowana całą sytuacją. Zastanawiała się, co wymyślił Sev i jak na to zareaguje jej mąż...
- A teraz wyobraź sobie, że Czarny Pan to ja. - Nakazał młody mężczyzna, prostując się dumnie. Blondynka przechyliła głowę. - Pierwsze, co musisz zrobić, gdy pojawi się w twojej obecności, to ukłonić się, nisko i z szacunkiem. No, dalej... Ukłoń się.
- Przed tobą? - Lucjusz skrzywił się z niesmakiem.
- Owszem. - Odparł chłodno Snape. Lucjusz niechętnie skłonił się, ale nie tak, jak powinien.  Bardziej przypominało to przypadkowe dygnięcie głowy. Severus wyglądał na wściekłego. - Jeśli tak pokłonisz się Czarnemu Panu, to możesz od razy wypić eliksir śmierci!
- Spokojnie, Sev. - Narcyza stanęła pospiesznie między nim, a blondynem. - Usiądź, będziesz mówił, co Lucjusz ma robić... Wyobraźcie sobie, że Czarny Pan, to... Ja.
          Severus zajął więc miejsce, krzywiąc się nieznacznie. Ona natomiast była nieco rozbawiona całą tą sytuacją. Wlepiła wzrok w męża, unosząc głowę dumnie i próbując zachować powagę. Widziała jednak, jak na nią patrzy, co znacznie utrudniało całe zadanie... Mimowolnie na jej twarzy pojawił się leciutki uśmieszek.
- Więc może teraz łaskawie się pokłonisz? - Warknął Severus, a Lucjusz zrobił to. Był to głęboki, godny podziwu ukłon, jednak ich towarzysz wydawał się niezbyt zadowolony. - Nie tak. Nie możesz na niego patrzeć, nie możesz się uśmiechać, a w twoich oczach nie może kryć się takie zadowolenie i entuzjazm. Musisz wlepić wzrok w podłogę, pokazując tym samym swoje oddanie i swój dystans.
          Patrzeć w podłogę... - myślał z pogardą Lucjusz. - Łatwo mu mówić, bo może patrzeć na nią cały czas... Ładna Pani rozpraszała go, nie mógł oderwać od niej wzroku... Nie chciał. Sama jej obecność sprawiała, że przepełniał go przyjemny entuzjazm, a gdy widział, jak usiłuje zachować powagę i mimo to na jej twarzy pojawia się lekki uśmiech, już zupełnie nie mógł na nią nie patrzeć. Była taka piękna, gdy się uśmiechała...
- Jeszcze raz. - Głos Severusa natomiast sprowadzał go brutalnie na ziemię. - Głęboki ukłon, pełna powaga, oddanie szacunku i wzrok wbity w ziemię. Żadnych oznak pewności, czy arogancji...
          Próbował, ale niezbyt mu to wychodziło. Ukłony albo były niezgrabne, albo zbyt pewne. Uśmiechał się przy nich, patrzył na Cyzię i wydawał się rozproszony. W końcu jednak udało się, potem drugi i trzeci raz... Lucjusz opanował technikę pokłonów. Pierwszy punkt przygotowań za nimi... Narcyza spojrzała na duży, ścienny zegar. Ćwiczyli to ponad dwie godziny. Ale to nie miało znaczenia, mogłaby ćwiczyć same ukłony przez następny dzień, jeśli to miało pomóc.
- W porządku. - Sev pokiwał głową. - Musisz pamiętać, by nie odezwać się pierwszy... Choćbyście mieli milczeć przez kilka godzin, to On ma zacząć rozmowę, On musi odezwać się pierwszy. Nie wiem, o czym będziecie rozmawiać, ale nie przerywaj mu, nie wchodź w słowo, nie zmieniaj tematu. Odpowiadaj z powagą i szacunkiem, a i strach nie zaszkodzi. Jeśli to tylko będzie możliwe, mów "tak, Panie" lub "nie, Panie". Tak będzie bezpieczniej, nie powiesz niczego, co mogłoby zaszkodzić. Ale pamiętaj, że niewolno ci się mu sprzeciwiać. Nigdy! A teraz powtórz, jak masz odpowiadać na Jego pytania, jeśli akurat nie będzie wymagało ono dłuższej wypowiedzi?
- Tak albo nie Panie. - Mruknął Lucjusz, obojętnym tonem, co doprowadziło Severusa do istnego szału. Zerwał się z fotela, podszedł do przyjaciela i chwycił go za skraj szaty.
- OBUDŹ SIĘ, MALFOY! JESZCZE W TYM TYGODNIU MASZ SIĘ SPOTKAĆ Z NAJPOTĘŻNIEJSZYM CZARNOKSIĘŻNIKIEM, KTÓRY JEST NA CIEBIE WŚCIEKŁY I KAŻDY TWÓJ NAJDROBNIEJSZY BŁĄD MOŻE SPRAWIĆ, ŻE POŻEGNASZ SIĘ Z ŻYCIEM. ALBO CO GORSZE Z NARCYZĄ! BO ON JEST DO TEGO ZDOLNY, CHOĆ TY NIE MASZ O TYM POJĘCIA! JEŚLI BARDZO GO ZDENERWUJESZ, TO ZABIJE JĄ, A TOBIE KAŻE ŻYĆ SAMOTNIE ZE ŚWIADOMOŚCIĄ, ŻE TO WSZYSTKO TWOJA WINA! WIĘC ALBO DOSTOSUJESZ SIĘ DO MOICH WYMAGAŃ I ZACZNIESZ ROBIĆ TO, CO CI KAŻE, ALBO ZRÓB TO, CO POLECIŁEM CI WCZEŚNIEJ! - Zaczął krzyczeć z wściekłość. Narcyza natychmiast spoważniała i chwyciła przyjaciela za ramię.
- Severusie dość. - Oznajmiła stanowczym, ale spokojnym tonem. -  Wystarczy na dziś, jeśli będziesz tak dobry, przyjdź jutro rano. Porozmawiam z Lucjuszem, nauczysz go wszystkiego i gdy przyjdzie pora, spotka się z Czarnym Panem i zrobi to tak, jak trzeba...
- Obyś miała rację, Narcyzo. - Spojrzał na nią oczyma, w których płonął ogień wściekłości, po czym odsunął się od drugiego mężczyzny i zniknął.
- Nie chcę, żeby tu przychodził. - Lucjusz skrzywił się.
- To nasz przyjaciel. Jest nam potrzebny, pomoże ci, nauczy cię na nowo tych wszystkich rytuałów Śmierciożerców, których ja nie jestem w stanie ci przekazać.
          Kiedy Narcyza położyła się, on zamknął się w sypialni, w której ustawił sobie lustro. Stanął przed nim, ćwiczył ukłony i powtarzał na przemian "tak, Panie" i "nie, Panie".  Próbował też wyobrazić sobie, jak wygląda ten cały Czarny Pan, poczuć przed nim jakiś strach czy choćby odrobinę podziwu, jednak nic z tego nie wychodziło. Nie potrafił, nie mógł... Pomyślał o jego Ładnej, Smutnej Pani, która przez większość dzisiejszego dnia była Ładną, Wesołą Panią. Zawiedzie ją, jeśli się tego wszystkiego nie nauczy i znowu będzie smutna. A tego nie chciał, nie mógł na to pozwolić...
          Obudził się wcześnie i zszedł do salonu, by tam poczekać na Narcyzę. Gdy jednak wszedł, ona już siedziała w fotelu. Uniosła głowę i uśmiechnęła się do niego delikatnie, a on od razu to odwzajemnił. Usiadł obok niej na kanapie, a ona nie odrywała od niego wzroku. Lucjusz wciąż nie do końca wiedział kim tak naprawdę jest i skąd się wziął. Problemy z własną tożsamością nie pozwalały mu skupić się na sprawie Czarnego Pana. Poprosił ją więc, by coś mu opowiedziała.
- Urodziłeś się 25 stycznia 1954 roku. Twoim ojcem jest Abraxas Malfoy. - Tu zamilkła, by pokazać mu zdjęcie. - A to twoja matka, Caroline Malfoy. Abraxas zmarł rok temu na smoczą ospę, Caroline zmarła rok wcześniej. Nie masz rodzeństwa.
- A ty? Opowiedz coś o sobie, o swojej rodzinie...
- Jak wiesz, mam na imię Narcyza. Zanim przyjęłam twoje nazwisko, nazywałam się Black. Urodziłam się w...
- Listopadzie. - Przerwał jej nagle.
- Tak! - Jej twarz rozjaśnił uśmiech. - A konkretnie 18 listopada 1955 roku. Moi rodzice natomiast, to Cygnus i Druella Black. Mam dwie siostry... Oficjalnie jedną. Bellatrix Lestrange, jest ode mnie starsza o cztery lata. Moja siostra, Andromeda, zdradziła ród, wychodząc za szlamę. Szlama to mugol, który ma pewne zdolności magiczne. Mugol z kolei, to człowiek poza magiczny. Ród zdradził także mój kuzyn, Syriusz.
- To dziwne uczucie... Nie pamiętać tego wszystkiego. - Stwierdził nagle, a w jego oczach przez chwilę zalśnił smutek.
- Przypomnisz sobie, jestem tego pewna... - Posłała mu kolejny uśmiech.
          Mimo niewielkich sukcesów w przywracaniu pamięci, wciąż zajmowali osobne sypialnie. Oboje uznali, że było by to dla nich nieco niekomfortowe. Szczególnie dla niego, w końcu w pewnym sensie przez utratę pamięci Narcyza stała się dla niego obca. Severus był ich częstym gościem, starał się jak tylko potrafił, by odciążyć Narcyzę z większość jej obowiązków. Lucjusz jednak niezbyt chętnie ćwiczył tylko z nim, więc ustalili, że Sev wydaje im polecenia, a Narcyza gra rolę Czarnego Pana. Podobało jej się, gdy Lucjusz się przed nią kłaniał. Zauważyła jednak, że im częściej Sev przychodził, tym jej mąż był bardziej zirytowany i niespokojny.

           Nocną ciszę rozdarł głośny krzyk. Serce Narcyzy waliło tak mocno, jakby za wszelką cenę pragnęło wyrwać się z piersi i gdzieś uciec. Z trudem łapała oddech, a jej ciało drżało. Odruchowo spojrzała w lewo, usiłując w ciemności dostrzec zarys postaci. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że Lucjusz jest przecież w innym pokoju. Pomyślała o tym okropnym koszmarze, który zbudził ją ze snu. Odchodził w niepamięć wyjątkowo szybko, choć jeszcze pamiętała, że był w nim Tom. Nagle drzwi się otworzyły, a ostre światło poraziło jej oczy, aż przymrużyła powieki. W drzwiach stał Lucjusz. Jego widok ukoił nieco skołatane nerwy kobiety. Mężczyzna podszedł do łóżka, usiadł koło niej, ręką odgarnął jasny kosmyk przysłaniający jej twarz po czym kciukiem delikatnie starł kilka łez, które wciąż spływały wolno po policzkach kobiety.
- Co się stało? Krzyczałaś, wystraszyłem się. - Wyszeptał z troską.
- Zły sen... - Mruknęła.
- Chcesz mi go opowiedzieć?
          Pomyślała przez chwilę i pokręciła przecząco głową. Nie chciała. Był zbyt realny, a jednocześnie zbyt mocno zatarł się w jej pamięci. Lucjusz jednak nie potrzebował żadnych wyjaśnień, nie nalegał. Przysunął się tylko do niej, by móc mocno objąć jej ciało. Przyjęła ten gest ze szczerą wdzięcznością, zacisnęła palce na jego ramieniu, przysuwając się do niego tak blisko, jak tylko było to możliwe.
- Zostaniesz ze mną? Proszę. - Szepnęła.
- Zostanę... - Zgodził się. Rzucił kilka spojrzeń na pokój - Choć mam lepszy pomysł... Chodź. - Wstał i wziął ją na ręce. Spojrzała na niego z niepokojem.
- Lucjusz, nie powinieneś. Masz odpoczywać, a nie ganiać ze mną po domu...
- Daj spokój, nie jesteś ciężka. Zaniosę cię do swojej... Naszej sypialni. Tam jest więcej miejsca. - Nie słuchając już więcej protestów kobiety wyszedł i ruszył w stronę drugiego pokoju. Delikatnie ułożył ją na łóżku i usadowił się obok. - Tak lepiej.
- Naprawdę bałam się, że cię stracę. - Powiedziała nagle.
          Mężczyzna przez chwilę nie odpowiadał. Leżał, wpatrując się w jej twarz jak w coś niezwykłego, jakby jeszcze nigdy nie widział drugiego człowieka. Nie wiedział, czy słowa kobiety są prawdziwe, czy rzeczywiście są małżeństwem. Ale lubił, gdy przy nim była. Przyciągnął ją do siebie, otulając mocno ramionami. Blond włosy łaskotały go przyjemnie po twarzy i szyi, a on wplątał w nie jedną dłoń.
- Jak było między nami zanim stało się... No właśnie, co się w ogóle stało? Co spowodowało, że cię nie pamiętam, Narcyzo? - Był tak bardzo ciekaw wszystkiego, całego swojego wcześniejszego życia...
- Wzięliśmy ślub ponad trzy lata temu. Początkowo było w porządku, dużo rozmawialiśmy, dobrze się rozumieliśmy... Potem zaczęło się między nami psuć. Dużo się kłóciliśmy. Miałam małe problemy ze zdrowiem. Któregoś dnia wybrałeś się z Rudolfem i Severusem, by spełnić kolejne, oczywiście tajne zadanie dla Czarnego Pana. Później Severus i Rudolf wrócili sami, a ja dowiedziałam się, że uległeś wypadkowi. Dwa tygodnie leżałeś nieprzytomny, gdy już się wybudziłeś, nie mogłeś zacząć mówić, a w końcu okazało się, że straciłeś pamięć... - Nagle poczuła, jak na jej gardle zaciska się silna, kamienna dłoń i głos jej się złamał.
- Już dobrze... - Szepnął, chcąc ją uspokoić.
           Leżała, wtulona w jego ramię, nie mogąc powstrzymać łez. Kołysał ją lekko, a jego dłonie miały na nią kojące działanie. W pewnej chwili podniosła się i spojrzała mu w oczy, podtrzymując się na wyprostowanych rękach.
- Czujesz coś do mnie? Cokolwiek? - Spytała. Nie była pewna, czy ich stare uczycie powróci, bała się.
- Lubię, gdy przy mnie jesteś i zastanawiam się, co robisz, gdy cię nie ma. Czuję się dobrze, gdy widzę, że się uśmiechasz i lubię na ciebie patrzeć, gdy coś robisz. Przyjemnie jest trzymać cię w ramionach, gładzić twoje włosy, a twój zapach... Jest dla mnie czymś znajomym, czymś, co kojarzę, choć nie wiem skąd... Nie lubię, kiedy płaczesz, jesteś smutna, denerwujesz się lub wyglądasz na chorą. Martwię się o ciebie niemal cały czas... - Dostaję szału, gdy widzę, że kręci się koło ciebie ten cały... Snape, pomyślał, jednak nie wypowiedział tego na głos.
          Narcyza nawet nie wiedziała, kiedy ich usta się złączyły. Nie oddam go żadnej innej kobiecie, nigdy. - myślała. Faktycznie była gotowa zabić każdą, która by się do niego zbliżyła. Lucjusz chciał ją mieć jak najbliżej siebie. Wsunął jej delikatne, kobiece ciało pod swoje, nie zaprzestając składania pocałunków na jej wargach. Obdarzał nimi jej szyję, ramiona i policzki. Błądził dłońmi po jej delikatnym ciele, próbując poznać je na nowo. Nie miało już dla niego żadnego znaczenia, czy ich małżeństwo jest prawdziwe, czy nie. Chciał wierzyć, że naprawdę dotyka teraz swojej żony i wierzył to szczerze, z całego serca.

           Nadszedł w końcu dzień, w którym musiał stanąć twarzą w twarz z Czarnym Panem. Był to wysoki, szczupły mężczyzna o bladej cerze i zimnych, szarych oczach, które zdawały się przenikać wszystko i wszystkich. Lucjusz nie musiał siłą budzić w sobie strachu. Poczuł go w chwili, gdy wzrok jego Pana na nim spoczął. Zrozumiał z kim ma do czynienia, a w głowie pojawiły się pewne niewyraźne wspomnienia. Czuł, że jego i tego mężczyznę łączy pewna więź, bardzo silna, której nie można było przeciąć.  Ogarnęła go nienawiść i zrozumiał, że szlamy plamią honor prawdziwych czarodziejów... Jego honor, honor jego Ładnej Pani... A mugole? Mugole to tylko małe robaki, gorsze od czarodziejów, które powinny się im podporządkować... Tak, teraz rozumiał tę ideę.
            Jego odpowiedzi chyba spodobały się Czarnemu Panu, bo kazał mu odejść. No i wciąż był żywy. Wyszedł więc z niewielkiego mieszkania, a na zewnątrz czekał na niego Severus. Opowiedział mu w skrócie o tym, co wydarzyło się w środku. Obaj się deportowali, każde w swoją stronę. Lucjuszowi udało się przypomnieć sobie sztukę teleportacji. Z każdym dniem z jego pamięcią było coraz lepiej.
          Po powrocie, kiedy już Narcyza dowiedziała się, jak poradził sobie na spotkaniu, Lucjusz postanowił poznać nieco swój dom. Wędrował od pokoju do pokoju, a niektóre miejsca wydawały mu się nawet znajome. W końcu trafił do biblioteki.
          Była dość pokaźnych rozmiarów. Na wysokich półkach ułożone były liczne książki. Po środku stało duże, dębowe biurko, a za nim skórzany, czarny fotel. W kącie znajdowała się kanapa w tym samym kolorze, również skórzana. Chodził wśród półek powoli, rozglądając się uważnie. W pewnym momencie natknął się na dwa, duże kartony. Pochylił się nad nimi, otworzył i zaczął wyjmować jego zawartość. Obrazy i rysunki. Zarówno kolorowe, jak i czarno – białe...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz