niedziela, 24 sierpnia 2014

Zbrodnia i kara. Rozdział VII



           Z salonu w dworze Malfoy'ów zniknęły fotele i stolik. Tym razem, na polecenie Czarnego Pana nie wstawiono tu ogromnego, długiego i ciężkiego stołu z wieloma krzesłami. Tym razem całe to ogromne pomieszczenie świeciło pustkami. Na razie, oczywiście. Zebranie umówione było na równą dwudziestą. Biada temu, kto odważyłby się spóźnić. Chętnych nie było, a ci najbardziej zapobiegliwi zjawiali się w rezydencji państwa Malfoy już półgodziny wcześniej.
          Narcyza usiłowała uspokoić skołatane nerwy. Przecież na pewno nic złego nie mogło się stać... Czy aby naprawdę była o tym tak bardzo przekonana? Przecież w rzeczywistości wiedziała, że mogło się stać dosłownie wszystko. Mógł ich nawet zabić, każdego, nie oszczędzając nikogo. Wiedziała, że był do tego zdolny. Nie było czegoś takiego, do czego nie mógłby się posunąć. A ona wiedziała o tym aż za dobrze.
            Nie była po jego stronie. Nigdy. Trwała jedynie wiernie przy swym mężu, oszukując siebie i otaczających ją dookoła ludzi. Bo go kochała. I dla Belli. Bo dla niej był on chyba jeszcze ważniejszy, a ją przecież też kochała. Cyzia nie umiała tego pojąć. Bellatrix zrobiłaby dla Niego wszystko. Byłaby w stanie oddać za tego podłego drania życie. A on bez mrugnięcia okiem oddałby ją, żeby tylko zdobyć to, czego akurat pragnął. Nie miał żadnych skrupułów. Wymagał od swych poddanych wierności i lojalności, choć sam nie potrafił, bądź też nie chciał odwdzięczyć się tym samym. Byli dla niego niczym, mogliby ginąć, jeden za drugim, byleby tylko się nie sprzeciwiali i grzecznie wykonywali jego rozkazy.
          Zeszła do wypełnionego już salonu pięć minut przed dwudziestą i odszukała w tłumie Lucjusza. Stał i rozmawiał z Rudolfem i Severusem. Przy nich była też Bella, zagubiona, blada i zamyślona. Narcyzie zmiękły nogi, trzęsąc się, z trudem do nich dotarła. Stanęła między Lucjuszem a Bellą. Za nią był Severus, a miejsce za jej siostrą zajął Rudolf. Czekali. Minuta za minutą, sekunda za sekundą... W końcu pojawił się nagle i niespodziewanie, o równej dwudziestej. Cała sala zamarła i pokłoniła się głęboko i z szacunkiem swojemu Panu.
- Witajcie, drodzy Śmierciożercy! - Jego głos rozniósł się echem po pomieszczeniu, budząc w nich wszystkich ciarki. - Jak się zapewne domyślacie spotkanie to ma dotyczyć wczorajszego wydarzenia. Nieudanego, szczerze mówiąc. Zawiedliście mnie! Omal was nie zdemaskowano, a do tego wykonaliście zadanie bardzo, bardzo kiepsko. Nie tego się po was spodziewałem, nie tego od was wymagam!
             W sali panowały skrucha i strach. Wszyscy słuchali uważnie, ze spuszczonymi głowami, jakby chcieli tym odkupić swoje winy. Ich pan jednak nie był aż tak łaskawy, by im to popuścić. Zbyt duży błąd popełnili... Popełniła.
- Jestem wściekły! - Ton jego głosu stał się nieco ostrzejszy, choć wciąż był spokojny. - Zawiódł mnie Lucjusz, Rudolf, Amycus, Alecto, Severus... Ale najbardziej... Najbardziej ty, Bellatrix. Czyżbyś nie chciała już być jedną z nas?
- P... Panie... - Bella jąkała się. Niepewnie wychyliła się nieco, a Narcyza zacisnęła oczy. - Oczywiście, że chcę!
- Panieee! - Prychnął Voldemort, przedrzeźniając ją i nakazując gestem ręki, by jego służka podeszła bliżej. - Zawiodłaś mnie, Bello. A za to musi być odpowiednia kara, ku przestrodze dla wszystkich... Crucio!
            Bellatrix upadła na kolana, a z jej ust wymknął się krzyk. Voldemorta jednak nie satysfakcjonowała tak słaba reakcja na jego torturę. Wiedział, że kobieta jest wytrzymała, sam ją szkolił. Mimo to powtórzył zaklęcie. Potem jeszcze raz i znowu... Przy czwartym razie wiła się już, krzycząc głośno. Zwiększył siłę działania zaklęcia, a krzyki kobiety bardzo powoli słabły. Jest jeszcze bardziej wytrzymała, niż sądziłem... - pomyślał, z niejaką satysfakcją. Szykował się właśnie do piątego razu, gdy nagle dostrzegł kątem oka zbliżającą się do niego Narcyzę. Miała pewny krok i była zdeterminowana.
- Dość! - Krzyknęła kobieta niemal władczym tonem i usiłowała chwycić jego nadgarstek w chwili, gdy wypuszczał kolejne zaklęcie, które zamiast w Bellę ugodziło w jej młodszą siostrę.
           To był odruch. Przypływ nagłej, chwilowej odwagi nakazał jej bronić siostry. Ludzie czasem dają się ponieść emocją, czasem nawet najbardziej opanowana osoba po prostu nie wytrzyma. Czasem nie da się nie zareagować. Gdy jednak jej spojrzenie napotkało spojrzenie Lorda, a zaklęcie trafiło w nią odwaga nagle gdzieś prysła. Upadła na kolana przed Riddle'm, nie mogąc powstrzymać przy tym głośnego krzyku. Nie była tak wytrzymała, jak Bella. Podpierała się rękami o zimną posadzkę, a głowę miała opuszczoną tak, że długie włosy zakrywały twarz. Lucjusz zerwał się, by do niej podejść, najwyraźniej nie pamiętał do końca, z kim ma do czynienia. Rudolf jednak w porę chwycił go za ramię, dając mu ruchem głowy do zrozumienia, że to najgorsze, co może teraz zrobić. Pozostał więc na swoim miejscu, biernie patrząc, jak jego żona klęczy przed obcym mężczyzną i cicho syczy z bólu.
- Czyżbyś się mi właśnie postawiła, Narcyzo? - Zapytał Tom, patrząc na kobietę z wyższością.
- N... Nie... Panie... - Wydukała z trudem.
- Więc co to było?! - Drążył.
- Ja... Tylko... Ona by... tego... nie... nie wytrzymała. - Bełkotała, próbując się wytłumaczyć.
- Patrz na mnie, gdy do mnie mówisz! - Krzyknął i potraktował ją bardzo lekką, jednak i tak bolesną torturą. Jęknęła i z trudem uniosła głowę.
- Przepraszam... Panie.
- Wyjdźcie wszyscy, oprócz tych dwóch. - Wskazał ruchem głowy na leżące na ziemi siostry. - WSZYSCY! Natychmiast. Wracajcie do swoich domów. Nie chcę was tu widzieć.
            Rudolf i Sev niemal siłą wyprowadzili na korytarz Lucjusza, podczas gdy pozostali Śmierciożercy znikali jeden po drugim. W końcu w salonie została tylko trójka osób. Tom podszedł do Narcyzy i przykucnął przy niej, chwytając ją mocno za podbródek i zmuszając, by na niego spojrzała.
- Za to, co zrobiłaś powinienem cię od razu przy wszystkich zabić, głupia! - Krzyknął jej prosto w twarz. - Chyba czujesz się zbyt pewnie i zapominasz, kim jestem.
- Nie, Panie... Przepraszam, to już się więcej nie powtórzy.
          Ten jej już jednak nie słuchał. Potraktował półprzytomną Bellę kolejnym crucio. Ciało kobiety wygięło się, a zamiast krzyku z ust wydobywał się żałosny jęk. Narcyza błagała go, by przestał, a po policzkach ciekły jej łzy. W końcu, gdy tamta straciła już zupełnie przytomność, odpuścił sobie. Jej ciało opadło bezruchu, a Narcyza obawiała się, że nie żyję.
- Zapamiętaj, że nigdy, przenigdy nie wolno mi się sprzeciwiać. - Wysyczał.
             Nie byłby sobą, gdyby nie ukarał Cyzi. Potraktował ją zaklęciem, a ona upadła na podłogę, krzycząc przeraźliwe. Wiła się, jakby usiłowała oddalić od sprawiającego ból zaklęcia. Voldemort był jednak nieubłagany. Widok cierpiącej kobiety sprawiał mu tylko coraz większą przyjemność, więc zwiększał siłę z każdą chwilą coraz bardziej. W pewnym momencie Narcyza nie miała już nawet siły, by krzyczeć. Wiła się jeszcze trochę, cicho pojękując, a po policzkach spływały jej łzy. Wtedy brunet zaprzestał tortury.
- Zastanawiam się jeszcze, co taka kobieta, jak ty robi z Lucjuszem. - Wysyczał, pochylając się nad nią. - Możesz mieć każdego, a wybrałaś akurat jego... Dziwne...
          Wyszedł, łaskawie pozwalając przerażonemu Malfoy'owi na wejście do salonu.

           Lucjusz uklęknął przy leżącej na ziemi Narcyzie. Odgarnął blond włosy z jej twarzy. Czuł, jak strach ściska mu gardło, utrudniając oddychanie. Wziął ją na ręce i zaczął iść w stronę wyjścia. Był wściekły, że zostawił ją samą. Co z niego za mąż? Co z niego za mężczyzna?! Ignorując zupełnie Severusa wyniósł ją po schodach i wszedł do sypialni. Ułożył ją delikatnie na łóżku i usiadł obok, wpatrując się w jej bladą twarz z niepokojem. Sev przyszedł chwilę później.
- Wezwę uzdrowiciela. - Mruknął Lucjusz, wstając.
- Nie. - Tamten chwycił go za ramię. - Narcyzie nic nie będzie. A ty wpakujesz się tylko w kłopoty. Ją przy okazji też. Jak wytłumaczysz, że ktoś wielokrotnie rzucił na nią zaklęcie niewybaczalne?
- Więc mam ją tak zostawić? - Obruszył się.
- Nic jej nie będzie. - Powtórzył Sev.
           Długo mu to zajęło, ale w końcu przekonał przyjaciela, że wmieszanie w to uzdrowiciela nie jest najlepszym pomysłem. Został z nim aż do północy. Gdy miał już pewność, że tamten nie ma zamiaru zrobić czegoś głupiego wrócił do domu. Był wykończony.
           Malfoy nie spał przez całą noc. Wpatrywał się w śpiącą niespokojnie żonę, raz po raz wyrzucając sobie, że ją zostawił. Zostawił swoją  Ładną Panią na pastwę tego dziwnego, okrutnego mężczyzny, którego działań jeszcze do końca nie pojmował. Obudziła się dopiero nad ranem, około szóstej. Mężczyzna widział, że wciąż jest słaba, ale jej ledwo widoczny uśmiech dodał mu nieco otuchy.
- Przepraszam. - Szepnął, całując ją czule w skroń.
- Za co? - Ledwo dosłyszał jej słaby szept.
- Za to, że cię tam zostawiłem. Że pozwoliłem na to wszystko...
- Nie mogłeś nic zrobić. Gdybyś i ty się sprzeciwił, to tylko byś zaszkodził. - Przymknęła oczy, mówienie sprawiało jej pewną trudność. - Co z Bellą?
            Lucjusz dopiero teraz uświadomił sobie, że ani przez chwilę nie pomyślał o szwagierce.
- Rudolf ją zabrał. - Odpowiedział. - Nie martw się, nic jej nie będzie.
            Narcyza spędziła w łóżku cały następny dzień. Od tego incydenty Lucjusz stał się na jej punkcie wyjątkowo przewrażliwiony. Nie lubił, gdy gdzieś sama wychodziła lub gdy musiała przebywać w towarzystwie Śmierciożerców. Do tego dochodziła zazdrość, która była wręcz chorobliwa. Choć przecież nie miał powodów, by ją odczuwać. Być może tego nie zauważał, ale Narcyza nie widziała poza nim świata i nie było nawet takiej możliwości, by miała odejść do kogoś innego. Wiedzieli o tym wszyscy, tylko nie Lucjusz.

           Bellatrix przyszła do nich dwa dni po fatalnym spotkaniu. Lucjusz był wtedy w bibliotece. Lestrange zastała siostrę w salonie. Była zła i nie miała zamiaru tego ukrywać. Rzuciła jej karcące spojrzenie.
- Straciłaś rozum?! - Krzyknęła, zbijając panią Malfoy z tropu. - Po co się w to mieszałaś?! Poradziłabym sobie!
- Zabiłby cię! - Oparła tamta, równie wzburzona.
- Nie, Cyziu, mnie by nie zabił! Nie pozbywa się swoich najlepszych sług tylko dlatego, że raz powinęła się im noga! Ale co do ciebie nie miałby żadnych skrupułów! Zabiłby cię i nawet nie mrugnął!
- Ale jakoś tego nie zrobił! - Odparowała.
- Bo miałaś ogromne szczęście! - Bella zdawała się być coraz bardziej wytrącona z równowagi. - Nie rób czegoś takiego nigdy więcej, Cyziu. Jemu nie wolno się sprzeciwiać, rozumiesz?
- Będę robiła to, na co mam ochotę. - Odparła tamta obrażona.
- Nie zaczynaj ze mną tej idiotycznej dyskusji! - Śmierciożerczyni chwyciła siostrę za nadgarstek.
- Puszczaj, Bellatrix!
- Najpierw mi obiecaj, że więcej nie zrobisz niczego równie głupiego i nieodpowiedzialnego! - Narcyza milczała zawzięcie, doprowadzając tym starszą kobietę do szału. Brunetka szarpnęła nią. - NO OBIECAJ MI TO, DO CHOLERY! NIE BĘDZIESZ DLA MNIE RYZYKOWAĆ, NIGDY! NIGDY, ROZUMIESZ?!
- Co to za krzyki? - Do salonu wszedł Lucjusz. - Puść ją, Bella.
- Nie wtrącaj się. Rozmawiamy. - Warknęła do mężczyzny.
- Nie rozkazuj mi w moim własnym domu. - Odparł, podchodząc do kobiet i wyszarpując żonę z uścisku szwagierki.
- Właśnie usiłuję nauczyć twoją żonę, by nie wtrącała się w sprawy Czarnego Pana, bo najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy, jak to się może dla niej skończyć!
- Tu Bella ma akurat rację. Twój ostatni wyskok nie należał do najmądrzejszych. - Lucjusz z niemałym trudem zgodził się ze szwagierką.
- A nie mówiłam? - Zwróciła się tamta triumfalnie. - Więc jak?
- Niczego ci nie obiecam, Bellatrix. Jeśli zajdzie taka potrzeba, jestem w stanie nawet go zabić. - Odparła żona Malfoy'a.
- Nie mów tak, Cyziu! - Skarciła ją, ona jednak już jej nie słuchała. Odwróciła się na pięcie i wyszła z salonu.
            Miała dość tego, że ciągle traktowali ją jakby była małym dzieckiem. Ciągle słyszała „Narcyzo nie rób tego, tamtego też nie! Och, Cyziu, to niebezpieczne, tak nie można, nie wolno ci, przestań natychmiast!”. Nieustannie na coś jej nie pozwali, chcieli ją kontrolować i wiecznie mieć nad nią władzę. A przecież ona umiała o siebie zadbać. Wyglądała tylko tak niepozornie i niewinnie.



2 komentarze:

  1. Właśnie zostałaś nominowana do nagrody Libster Award! Zapraszam na: http://hermiona-g.blogspot.com/2014/08/nagroda-libster-award.html
    Hm... może warto wyłączyć weryfikację obrazkową? Jest irytująca >>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jejku, dziękuję za nominację! :)
      Co do weryfikacji, już usunęłam, dzięki, że zwróciłaś uwagę, faktycznie trochę bezsensowny szczegół ;)

      Usuń