Z salonu w dworze Malfoy'ów zniknęły fotele i stolik. Tym razem, na polecenie Czarnego Pana nie wstawiono tu ogromnego, długiego i ciężkiego stołu z wieloma krzesłami. Tym razem całe to ogromne pomieszczenie świeciło pustkami. Na razie, oczywiście. Zebranie umówione było na równą dwudziestą. Biada temu, kto odważyłby się spóźnić. Chętnych nie było, a ci najbardziej zapobiegliwi zjawiali się w rezydencji państwa Malfoy już półgodziny wcześniej.
Narcyza
usiłowała uspokoić skołatane nerwy. Przecież na pewno nic złego
nie mogło się stać... Czy aby naprawdę była o tym tak bardzo
przekonana? Przecież w rzeczywistości wiedziała, że mogło się
stać dosłownie wszystko. Mógł ich nawet zabić, każdego, nie
oszczędzając nikogo. Wiedziała, że był do tego zdolny. Nie było
czegoś takiego, do czego nie mógłby się posunąć. A ona
wiedziała o tym aż za dobrze.
Nie
była po jego stronie. Nigdy. Trwała jedynie wiernie przy swym mężu, oszukując siebie i otaczających ją dookoła ludzi.
Bo go kochała. I dla Belli. Bo dla niej był on chyba jeszcze
ważniejszy, a ją przecież też kochała. Cyzia nie umiała tego
pojąć. Bellatrix zrobiłaby dla Niego wszystko. Byłaby w stanie
oddać za tego podłego drania życie. A on bez mrugnięcia okiem
oddałby ją, żeby tylko zdobyć to, czego akurat pragnął. Nie
miał żadnych skrupułów. Wymagał od swych poddanych wierności i
lojalności, choć sam nie potrafił, bądź też nie chciał
odwdzięczyć się tym samym. Byli dla niego niczym, mogliby ginąć,
jeden za drugim, byleby tylko się nie sprzeciwiali i grzecznie
wykonywali jego rozkazy.
Zeszła
do wypełnionego już salonu pięć minut przed dwudziestą i
odszukała w tłumie Lucjusza. Stał i rozmawiał z Rudolfem i
Severusem. Przy nich była też Bella, zagubiona, blada i zamyślona.
Narcyzie zmiękły nogi, trzęsąc się, z trudem do nich dotarła.
Stanęła między Lucjuszem a Bellą. Za nią był Severus, a miejsce
za jej siostrą zajął Rudolf. Czekali. Minuta za minutą, sekunda
za sekundą... W końcu pojawił się nagle i niespodziewanie, o
równej dwudziestej. Cała sala zamarła i pokłoniła się głęboko
i z szacunkiem swojemu Panu.
-
Witajcie, drodzy Śmierciożercy! - Jego głos rozniósł się echem
po pomieszczeniu, budząc w nich wszystkich ciarki. - Jak się
zapewne domyślacie spotkanie to ma dotyczyć wczorajszego
wydarzenia. Nieudanego, szczerze mówiąc. Zawiedliście mnie! Omal
was nie zdemaskowano, a do tego wykonaliście zadanie bardzo, bardzo
kiepsko. Nie tego się po was spodziewałem, nie tego od was wymagam!
W sali
panowały skrucha i strach. Wszyscy słuchali uważnie, ze
spuszczonymi głowami, jakby chcieli tym odkupić swoje winy. Ich pan
jednak nie był aż tak łaskawy, by im to popuścić. Zbyt duży
błąd popełnili... Popełniła.
- Jestem
wściekły! - Ton jego głosu stał się nieco ostrzejszy, choć
wciąż był spokojny. - Zawiódł mnie Lucjusz, Rudolf, Amycus,
Alecto, Severus... Ale najbardziej... Najbardziej ty, Bellatrix.
Czyżbyś nie chciała już być jedną z nas?
- P...
Panie... - Bella jąkała się. Niepewnie wychyliła się nieco, a
Narcyza zacisnęła oczy. - Oczywiście, że chcę!
-
Panieee! - Prychnął Voldemort, przedrzeźniając ją i nakazując gestem ręki, by jego
służka podeszła bliżej. - Zawiodłaś mnie, Bello. A za to musi
być odpowiednia kara, ku przestrodze dla wszystkich... Crucio!
Bellatrix
upadła na kolana, a z jej ust wymknął się krzyk. Voldemorta
jednak nie satysfakcjonowała tak słaba reakcja na jego torturę.
Wiedział, że kobieta jest wytrzymała, sam ją szkolił. Mimo to
powtórzył zaklęcie. Potem jeszcze raz i znowu... Przy czwartym
razie wiła się już, krzycząc głośno. Zwiększył siłę
działania zaklęcia, a krzyki kobiety bardzo powoli słabły. Jest
jeszcze bardziej wytrzymała, niż sądziłem... - pomyślał, z
niejaką satysfakcją. Szykował się właśnie do piątego razu, gdy
nagle dostrzegł kątem oka zbliżającą się do niego
Narcyzę. Miała pewny krok i była zdeterminowana.
- Dość!
- Krzyknęła kobieta niemal władczym tonem i usiłowała chwycić
jego nadgarstek w chwili, gdy wypuszczał kolejne zaklęcie, które
zamiast w Bellę ugodziło w jej młodszą siostrę.
To był
odruch. Przypływ nagłej, chwilowej odwagi nakazał jej bronić
siostry. Ludzie czasem dają się ponieść emocją, czasem nawet najbardziej opanowana osoba po prostu nie wytrzyma. Czasem nie da się nie zareagować. Gdy jednak jej spojrzenie napotkało spojrzenie Lorda, a
zaklęcie trafiło w nią odwaga nagle gdzieś prysła. Upadła na
kolana przed Riddle'm, nie mogąc powstrzymać przy tym głośnego
krzyku. Nie była tak wytrzymała, jak Bella. Podpierała się rękami
o zimną posadzkę, a głowę miała opuszczoną tak, że długie
włosy zakrywały twarz. Lucjusz zerwał się, by do niej podejść,
najwyraźniej nie pamiętał do końca, z kim ma do czynienia. Rudolf
jednak w porę chwycił go za ramię, dając mu ruchem głowy do
zrozumienia, że to najgorsze, co może teraz zrobić. Pozostał więc
na swoim miejscu, biernie patrząc, jak jego żona klęczy przed
obcym mężczyzną i cicho syczy z bólu.
-
Czyżbyś się mi właśnie postawiła, Narcyzo? - Zapytał Tom,
patrząc na kobietę z wyższością.
- N...
Nie... Panie... - Wydukała z trudem.
- Więc
co to było?! - Drążył.
- Ja...
Tylko... Ona by... tego... nie... nie wytrzymała. - Bełkotała,
próbując się wytłumaczyć.
- Patrz
na mnie, gdy do mnie mówisz! - Krzyknął i potraktował ją bardzo
lekką, jednak i tak bolesną torturą. Jęknęła i z trudem
uniosła głowę.
-
Przepraszam... Panie.
-
Wyjdźcie wszyscy, oprócz tych dwóch. - Wskazał ruchem głowy na
leżące na ziemi siostry. - WSZYSCY! Natychmiast. Wracajcie do
swoich domów. Nie chcę was tu widzieć.
Rudolf
i Sev niemal siłą wyprowadzili na korytarz Lucjusza, podczas gdy
pozostali Śmierciożercy znikali jeden po drugim. W końcu w salonie
została tylko trójka osób. Tom podszedł do Narcyzy i przykucnął
przy niej, chwytając ją mocno za podbródek i zmuszając, by na
niego spojrzała.
- Za to,
co zrobiłaś powinienem cię od razu przy wszystkich zabić, głupia!
- Krzyknął jej prosto w twarz. - Chyba czujesz się zbyt pewnie i
zapominasz, kim jestem.
- Nie,
Panie... Przepraszam, to już się więcej nie powtórzy.
Ten jej
już jednak nie słuchał. Potraktował półprzytomną Bellę
kolejnym crucio. Ciało kobiety wygięło się, a zamiast krzyku z
ust wydobywał się żałosny jęk. Narcyza błagała go, by
przestał, a po policzkach ciekły jej łzy. W końcu, gdy tamta
straciła już zupełnie przytomność, odpuścił sobie. Jej ciało opadło
bezruchu, a Narcyza obawiała się, że nie żyję.
-
Zapamiętaj, że nigdy, przenigdy nie wolno mi się sprzeciwiać. -
Wysyczał.
Nie
byłby sobą, gdyby nie ukarał Cyzi. Potraktował ją zaklęciem, a
ona upadła na podłogę, krzycząc przeraźliwe. Wiła się, jakby
usiłowała oddalić od sprawiającego ból zaklęcia. Voldemort
był jednak nieubłagany. Widok cierpiącej kobiety sprawiał mu
tylko coraz większą przyjemność, więc zwiększał siłę z każdą chwilą coraz bardziej. W pewnym momencie Narcyza
nie miała już nawet siły, by krzyczeć. Wiła się jeszcze trochę,
cicho pojękując, a po policzkach spływały jej łzy. Wtedy brunet
zaprzestał tortury.
-
Zastanawiam się jeszcze, co taka kobieta, jak ty robi z Lucjuszem. -
Wysyczał, pochylając się nad nią. - Możesz mieć każdego, a
wybrałaś akurat jego... Dziwne...
Wyszedł,
łaskawie pozwalając przerażonemu Malfoy'owi na wejście do salonu.
Lucjusz
uklęknął przy leżącej na ziemi Narcyzie. Odgarnął blond włosy
z jej twarzy. Czuł, jak strach ściska mu gardło, utrudniając
oddychanie. Wziął ją na ręce i zaczął iść w stronę wyjścia.
Był wściekły, że zostawił ją samą. Co z niego za mąż? Co z
niego za mężczyzna?! Ignorując zupełnie Severusa wyniósł ją po
schodach i wszedł do sypialni. Ułożył ją delikatnie na łóżku
i usiadł obok, wpatrując się w jej bladą twarz z niepokojem. Sev
przyszedł chwilę później.
- Wezwę
uzdrowiciela. - Mruknął Lucjusz, wstając.
- Nie. -
Tamten chwycił go za ramię. - Narcyzie nic nie będzie. A ty
wpakujesz się tylko w kłopoty. Ją przy okazji też. Jak
wytłumaczysz, że ktoś wielokrotnie rzucił na nią zaklęcie
niewybaczalne?
- Więc
mam ją tak zostawić? - Obruszył się.
- Nic
jej nie będzie. - Powtórzył Sev.
Długo
mu to zajęło, ale w końcu przekonał przyjaciela, że wmieszanie w
to uzdrowiciela nie jest najlepszym pomysłem. Został z nim aż do
północy. Gdy miał już pewność, że tamten nie ma zamiaru zrobić
czegoś głupiego wrócił do domu. Był wykończony.
Malfoy
nie spał przez całą noc. Wpatrywał się w śpiącą niespokojnie żonę, raz po raz wyrzucając sobie, że ją zostawił. Zostawił swoją Ładną Panią na pastwę tego dziwnego, okrutnego mężczyzny, którego działań jeszcze do końca nie pojmował. Obudziła
się dopiero nad ranem, około szóstej. Mężczyzna widział, że
wciąż jest słaba, ale jej ledwo widoczny uśmiech dodał mu nieco
otuchy.
-
Przepraszam. - Szepnął, całując ją czule w skroń.
- Za co?
- Ledwo dosłyszał jej słaby szept.
- Za to,
że cię tam zostawiłem. Że pozwoliłem na to wszystko...
- Nie
mogłeś nic zrobić. Gdybyś i ty się sprzeciwił, to tylko byś
zaszkodził. - Przymknęła oczy, mówienie sprawiało jej pewną
trudność. - Co z Bellą?
Lucjusz
dopiero teraz uświadomił sobie, że ani przez chwilę nie pomyślał
o szwagierce.
- Rudolf
ją zabrał. - Odpowiedział. - Nie martw się, nic jej nie będzie.
Narcyza
spędziła w łóżku cały następny dzień. Od tego incydenty
Lucjusz stał się na jej punkcie wyjątkowo przewrażliwiony. Nie
lubił, gdy gdzieś sama wychodziła lub gdy musiała przebywać w
towarzystwie Śmierciożerców. Do tego dochodziła zazdrość, która
była wręcz chorobliwa. Choć przecież nie miał powodów, by ją
odczuwać. Być może tego nie zauważał, ale Narcyza nie widziała
poza nim świata i nie było nawet takiej możliwości, by miała
odejść do kogoś innego. Wiedzieli o tym wszyscy, tylko nie
Lucjusz.
Bellatrix
przyszła do nich dwa dni po fatalnym spotkaniu. Lucjusz był wtedy w
bibliotece. Lestrange zastała siostrę w salonie. Była zła i nie
miała zamiaru tego ukrywać. Rzuciła jej karcące spojrzenie.
-
Straciłaś rozum?! - Krzyknęła, zbijając panią Malfoy z tropu. -
Po co się w to mieszałaś?! Poradziłabym sobie!
-
Zabiłby cię! - Oparła tamta, równie wzburzona.
- Nie,
Cyziu, mnie by nie zabił! Nie pozbywa się swoich najlepszych sług
tylko dlatego, że raz powinęła się im noga! Ale co do ciebie nie
miałby żadnych skrupułów! Zabiłby cię i nawet nie mrugnął!
- Ale
jakoś tego nie zrobił! - Odparowała.
- Bo
miałaś ogromne szczęście! - Bella zdawała się być coraz
bardziej wytrącona z równowagi. - Nie rób czegoś takiego nigdy
więcej, Cyziu. Jemu nie wolno się sprzeciwiać, rozumiesz?
- Będę
robiła to, na co mam ochotę. - Odparła tamta obrażona.
- Nie
zaczynaj ze mną tej idiotycznej dyskusji! - Śmierciożerczyni
chwyciła siostrę za nadgarstek.
-
Puszczaj, Bellatrix!
-
Najpierw mi obiecaj, że więcej nie zrobisz niczego równie głupiego
i nieodpowiedzialnego! - Narcyza milczała zawzięcie, doprowadzając
tym starszą kobietę do szału. Brunetka szarpnęła nią. - NO
OBIECAJ MI TO, DO CHOLERY! NIE BĘDZIESZ DLA MNIE RYZYKOWAĆ, NIGDY!
NIGDY, ROZUMIESZ?!
- Co to
za krzyki? - Do salonu wszedł Lucjusz. - Puść ją, Bella.
- Nie
wtrącaj się. Rozmawiamy. - Warknęła do mężczyzny.
- Nie
rozkazuj mi w moim własnym domu. - Odparł, podchodząc do kobiet i
wyszarpując żonę z uścisku szwagierki.
-
Właśnie usiłuję nauczyć twoją żonę, by nie wtrącała się w
sprawy Czarnego Pana, bo najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy, jak to
się może dla niej skończyć!
- Tu
Bella ma akurat rację. Twój ostatni wyskok nie należał do
najmądrzejszych. - Lucjusz z niemałym trudem zgodził się ze szwagierką.
- A nie
mówiłam? - Zwróciła się tamta triumfalnie. - Więc jak?
-
Niczego ci nie obiecam, Bellatrix. Jeśli zajdzie taka potrzeba,
jestem w stanie nawet go zabić. - Odparła żona Malfoy'a.
- Nie
mów tak, Cyziu! - Skarciła ją, ona jednak już jej nie słuchała.
Odwróciła się na pięcie i wyszła z salonu.
Miała
dość tego, że ciągle traktowali ją jakby była małym dzieckiem.
Ciągle słyszała „Narcyzo nie rób tego, tamtego też nie! Och,
Cyziu, to niebezpieczne, tak nie można, nie wolno ci, przestań
natychmiast!”. Nieustannie na coś jej nie pozwali, chcieli ją
kontrolować i wiecznie mieć nad nią władzę. A przecież ona
umiała o siebie zadbać. Wyglądała tylko tak niepozornie i
niewinnie.
Właśnie zostałaś nominowana do nagrody Libster Award! Zapraszam na: http://hermiona-g.blogspot.com/2014/08/nagroda-libster-award.html
OdpowiedzUsuńHm... może warto wyłączyć weryfikację obrazkową? Jest irytująca >>
O jejku, dziękuję za nominację! :)
UsuńCo do weryfikacji, już usunęłam, dzięki, że zwróciłaś uwagę, faktycznie trochę bezsensowny szczegół ;)