Obrazy, które znalazł zaciekawiły go. Zastanawiał się, czyje są. Jego? Narcyzy? A może jeszcze kogoś innego? Postanowił, że ją zapyta. Wziął dwa rysunki i wyszedł z pokoju. Skierował się w stronę schodów, a gdy z nich zszedł wyszedł z domu. Pogoda dziś dopisywała. Słońce świeciło lekko, gdzieś w górze ćwierkały ptaki, niebo było jasne i bezchmurne. Ruszył równą ścieżką, a drobny żwirek szeleścił mu pod nogami. Znalezienie żony nie zajęło mu długo, ale to, co zobaczył wzbudziło w nim złość. Nie, nie złość. Wściekłość, istną, szczerą wściekłość, jakiej chyba jeszcze nigdy nie czuł. Oto właśnie jego małżonka stała w towarzystwie tego parszywego Snape'a. Podszedł do nich nieco bliżej, tak cicho, że nawet go nie zauważyli. Schylił się za dość sporym krzewem i na pozór spokojnie ich obserwował.
-
Severusie... Jestem ci naprawdę bardzo wdzięczna. - Usłyszał głos
blondynki. - Nie wiem, jakbym sobie bez ciebie poradziła.
Jego
żona założyła ręce na szyję bruneta i przez chwilę trwali w
uścisku. Gdy się od siebie odsuwali, ona musnęła lekko jego
policzek ustami.
-
Mówiłem ci już, żebyś dała spokój. Ty zrobiłabyś dla mnie
dokładnie to samo. Zresztą, jestem pewny, że Lucjusz również.
- Och
tak, zapewne! - Wysyczał, wychodząc zza drzewka i mierząc swego,
podobno, przyjaciela wrogim, wściekłym wzrokiem. - To samo. Oprócz
uwodzenia żony!
- Co ty
bredzisz? - Tamten zmarszczył czoło.
- Co
bredzę? - Warknął i zbliżył się do niego. Chwytając go za
szaty wysyczał. - Nie kręć się już tak przy niej, dobrze? Nie
chcę cię tu więcej widzieć!
-
Lucjusz! - Narcyza usiłowała odciągnąć go od Sev'a, blondyn
jednak odepchnął ją tak mocno, że z trudem utrzymała się na
nogach.
Ten
widok jakby dodał siły zaskoczonemu Snape'owi. Jednym, silnym
ruchem zmienił ich pozycję i teraz siedział na Lucjuszu,
przygwożdżając do ziemi i leciutko go przyduszając. Udało mu się
wyciągnąć różdżkę i przyłożyć mężczyźnie do szyi.
-
Severus, proszę cię! - Narcyza przyklęknęła przy leżących i
miotających się mężczyznach, próbując odwieść Sev'a od
pomysłu na zabicie jej męża. - Odpuść...
Mężczyzna
posłuchał jej prośby i wstał, wciąż jednak trzymał różdżkę
w gotowości, uważnie obserwując Malfoy'a. Był zły, czego ani
trochę nie ukrywał.
- Pójdę
już... Gdybyś czegoś potrzebowała, Narcyzo, wiesz gdzie mnie
szukać. - Posłał jej nikły uśmiech.
-
Przepraszam, Sev... - Jęknęła.
- W
porządku. - Kiwnął głową i zniknął.
Zawrzała
w niej wściekłość. Spojrzała na Lucjusza z wyrzutem. Jak on mógł
się tak zachować?! Zacisnęła pięści tak mocno, aż czuła, jak
paznokcie wbijają się jej w dłonie. Nie mówiąc nic, deportowała
się z głośnym pyknięciem do salonu. Kilka sekund później
blondyn stał obok niej.
- Co to
miało być? - Wyrzuciła z siebie z oburzeniem. - Jak ty się
zachowałeś? Rzuciłeś się na Severusa z pięściami, jak jakiś
niezrównoważony mugol!
- A co?
Może miałem spokojnie patrzeć, jak próbuje cię podrywać? Obcy
facet obmacuję moją własną żonę w moim własny ogrodzie, a ja
mam się temu spokojnie przyglądać?!
- Co ty
wygadujesz?! Jaki obcy facet, jakie obmacuje?!
- A co
to niby było?
- Sev to
nasz PRZYJACIEL! Pomógł nam, nawet sobie nie wyobrażasz jak! Och,
czy ty zawsze musisz być takim cholernym egoistą?! - Krzyczała.
-
Egoistą?! Sypiałaś z nim już wcześniej? No przyznaj się! -
Podszedł do niej. Nerwy Narcyzy ostatecznie puściły. Zamachnęła
się i wymierzyła mężowi siarczysty policzek.
- Jesteś
bezczelny! Co ty sobie niby wyobrażasz? Przypominam ci, że jestem
twoją żoną, a nie jakąś tam głupią dziewuchą. Więc licz się
z tym, co do mnie mówisz, bo wymagam od ciebie szacunku! JA MIAŁABYM
ZDRADZAĆ CIEBIE? NO TAK, SKĄD MOŻESZ WIEDZIEĆ, CO ROBIŁAM
NOCAMI, SKORO NIGDY CIĘ NIE BYŁO?! GDZIE WTEDY BYŁEŚ, CO? KIEDY
NA CIEBIE CZEKAŁAM, SAMA W PUSTYM DOMU I ZASTANAWIAŁAM SIĘ CZY NIC
CI SIĘ NIE STAŁO?! Z ILOMA TY SYPIAŁEŚ?!
-
Doskonale wiesz, że nie mogę się teraz bronić. Niby jak, skoro
nic nie pamiętam?
- No
tak, zapomniałam, że najlepiej jest nic nie pamiętać. - Prychnęła
i wyszła z pokoju.
-
Narcyzo, wracaj! - Krzyknął za nią, ale ta nawet się nie
odwróciła, jakby zupełnie tego nie słyszała. Jego Ładna, Smutna Pani teraz zmieniła się w Ładną, Smutną i Wściekłą Panią.
Miała
zamiar pójść na górę, ale powstrzymał ją od tego dzwonek do
drzwi. Podeszła więc i otworzyła je. Stanęła przed nią jej
starsza siostra, Bellatrix. Nie wybrała najlepszego momentu na
odwiedziny, jednak Narcyza nie miała zamiaru jej o tym informować.
Zamiast tego uśmiechnęła się lekko, choć w środku cała trzęsła
się z nerwów.
- Bella!
Przecież mówiłam ci, że nie musisz dzwonić! - Uściskała
siostrę. - Wejdź.
- Wiem,
wiem, pamiętam... - Mruknęła, wchodząc do środka. - Ale wiesz...
Pomyślałam, że może teraz... Przypominałaś Lucjuszowi kim
jesteście i mogłabym was zastać w niezbyt komfortowej sytuacji...
- Och,
przypomniałam mu doskonale, kim jesteśmy. Ogromną awanturą.
Minuta wcześniej i zdążyłabyś na całe widowisko.
Zaprowadziła
siostrę do salonu, z którego Lucjusz gdzieś zniknął. Jakoś
niezbyt interesowało Cyzię gdzie jest. Nakazała skrzatowi domowemu
przynieść dla Belli ziołowej herbaty, a dla niej czarną, mocną
kawę, a do tego jakieś ciasto. Usiadły na fotelach przy stoliku.
- No
więc? O co wam poszło? Mów. - Zaczęła Bellatrix, wyraźnie
ciekawa o cóż to pokłóciło się tym razem małżeństwo
Malfoy'ów.
- Prawie
pobił Severusa i zarzucił mi, że z nim sypiam. - Oznajmiła
ironicznie.
- Ty? Ze
Snape'm? Ahahahahaha... - Brunetka wybuchła szczerym,
niekontrolowanym śmiechem. - Ty i seks z kimkolwiek oprócz
Malfoy'a? Wybacz, Cyziu, ale w życiu w to nie uwierzę. Zbyt dobrze
cię znam.
-
Wytłumacz to Lucjuszowi. - Prychnęła.
- A skąd
u niego ta nagła zazdrość i agresja? Zastał was w jakiejś
dziwnej sytuacji?
-
Rozmawiałam z Sev'em. Chciałam mu podziękować za pomoc,
przytuliliśmy się, a ten nagle wyskoczył zza jakiegoś cholernego
krzaka i rzucił się na Severusa, krzycząc coś o tym, że nigdy
nie uwodziłby mu żony.
-
Przyznaj, że to może być trochę dziwne...
- Niby
co? - Obruszyła się pani Malfoy.
- Snape
tak chętnie ci pomaga, spędza tu dużo czasu...
- Nie
zaczynaj, dobrze?!
- Ale
przecież ja nic nie sugeruję. - Bellatrix wygięła usta w
złośliwym uśmieszku.
-
Bredzisz! Powiedz lepiej, jak się czujesz? Z dzieckiem wszystko w
porządku?
- Tak,
byłam niedawno u uzdrowiciela... Wszystko gra. - Uśmiech zdecydowanie
jej zbladł.
- Boisz
się?
- Nie...
Nie wiem. - Wzruszyła ramionami. - Dziwne uczucie... Jakoś nie
potrafię się cieszyć...
-
Ucieszysz się, gdy je zobaczysz. Będziesz najszczęśliwszą
kobietą na świecie!
- Jak to
w ogóle możliwe, że nie masz jeszcze dziecka, co Narcyzo?
- Tak
wyszło. Jakoś nigdy o tym z Lucjuszem nie rozmawialiśmy, nie
czuliśmy potrzeby, by je mieć.
- A
teraz? - Bella drążyła temat. - Nie chcesz? Dalej nie czujesz
potrzeby?
- Sama
nie wiem...
- A może
chcesz, tylko niekoniecznie z Lucjuszem?
-
Przestań! Jeżeli będę miała kiedyś dziecko, to tylko z nim, to
chyba oczywiste. Po prostu... - Urwała. Nigdy wcześniej o tym nie
myślała.
- No
dobrze, dobrze, nie tłumacz się. - Bella posłała jej uśmiech.
Gdy
Bellatrix wyszła, Narcyza zaczęła się zastanawiać się, gdzie
jest Lucjusz. Nie miała jednak zamiaru go szukać, o nie! Usiadła
spokojnie w salonie i zaczęła czytać książkę. W końcu sam
przyszedł. Stanął przed nią i przez długą chwilę w ogóle się
nie odzywał, licząc najwyraźniej na to, że żona jako pierwsza
zwróci na niego uwagę. Tak się jednak nie stało, wreszcie więc,
zrezygnowany chrząknął.
- Emm...
Narcyzo? - Odezwał się. Uniosła wzrok. - Chciałem... Chciałem
cię przeprosić.
-
Wzruszające. - Mruknęła z ironią.
-
Przestań! - Zdenerwował się i wyrwał jej książkę z ręki. -
Naprawdę cię przepraszam! Przesadziłem, wiem o tym. Ale... Kiedy
go zobaczyłem... Wydawało mi się, że za często tu przychodzi,
zbyt dużo czasu razem spędzacie...
-
Wcześniej też tak przychodził. - Jej ton głosu wciąż był
oschły.
-
Wiem... Dużo myślałem i przypomniałem sobie kilka rzeczy.
-
Siadaj. - Ożywiła się nieco i zrobiła mu miejsce. - Co dokładnie?
-
Przyjaźń z Severusem. Niecałkowicie, ale wiem, że nigdy nic nie
mogłoby was łączyć, że zawsze był lojalny. No i...
Przypomniałem sobie, że pomagał mi i wspierał, kiedy....
- Kiedy
co?
- Kiedy
miałem z tobą małe problemy... Między innymi oskarżałaś mnie
wtedy o liczne zdrady i próbę morderstwa...
-
Przeprosisz go. - Zażądała nagle, stanowczo.
- Noo...
Dobra. Ale pójdziesz ze mną.
-
Oczywiście, nie dam wam się pozabijać.
Lucjusz
objął żonę i pocałował w skroń. Każdego dnia przypominał
sobie jakieś szczegóły z dawnego życia. Udało mu się nawet
odtworzyć w pamięci ich ślub. Napawało go to szczęściem.
Na
drugi dzień, tak jak wcześniej obiecał żonie, razem deportowali
się przed mieszkanie Severusa. Okolica, typowo mugolska, była
ponura i nieprzyjemna. W powietrzu unosił się odór zgnilizny.
Całość wprawiała człowieka w pewna obrzydzenie. Sev otworzył im
po dość długiej chwili. Nie ukrywał zdziwienia, wywołanego ich
widokiem. Wpuścił ich jednak do środka. Mieszkanie Snape'a nie
było tak obskurne, jak okolica, w której się znajdowało. Salon
wypełniały półki z książkami, niewielka komoda, drewniany
stolik, brązowa kanapa i dwa fotele. Gospodarz usadowił swoich
gości na kanapie, przyniósł trzy kieliszki i butelkę wina, które
rozlał po równo i podał im.
- Co was
do mnie sprowadza? - Spytał, sadowiąc się w fotelu i upijając łyk
czerwonego trunku. - Nie boisz się Lucjuszu, że uwiodę ci żonę?
- Nie
kpij, Severusie, proszę. - Mruknął. - Przyszedłem... Aby cię
przeprosić.
- Bo
Narcyza ci kazała? - Tamten uniósł brew. Nie miał żalu, ale
podobało mu się droczenie z przyjacielem.
- Nie.
Nie chcę tracić przyjaciela.
- Który
chcę ci uwieść żonę?
-
Severus! - Lucjuszowi puściły nerwy. - Przyjmujesz te cholerne
przeprosiny, czy mam cię zabić?!
- Nic
się nie zmieniłeś... - Sev zaśmiał się cicho. - Przyjmuję,
znaj moją łaskę.
- No,
wreszcie. - Jęknął blondyn.
- Ale
mam mniej wesołą wiadomość... - Dodał Snape. - Zbliża się kolejne
spotkanie Śmierciożerców. Z tego, co wiem, Czarny Pan chcę cię
na nim widzieć. Jesteś na to gotowy, Lucjuszu?
- Tak...
Tak mi się wydaję.
-
Będziemy musieli omówić jeszcze kilka kwestii. Jak wiesz, gdy w grę wchodzi Lord, wszelkie żarty się kończą, niezależnie od tego, ile pamiętasz...
- Wiem o
tym. - Poważny ton Lucjusza potwierdzał jego słowa.
Narcyzę
ogarnął strach. Znowu ma go oddać? Nie chciała tego. Odruchowo
ścisnęła rękę siedzącego obok niej męża. Spokojnie, Narcyzo,
spokojnie... On wciąż tu jest, siedzi obok ciebie, widzisz? Nie
oddawaj się panice, to jeszcze nie czas, nie to miejsce... Nie przy
Lucjuszu i Severusie.
- Dobrze
się czujesz, Cyziu? - Głos Severusa wyrwał ją z zamyślenia. -
Zbladłaś nagle...
- T...
Tak. W porządku. - Wydukała. No widzisz? Uspokój się, bo już coś
dostrzegają!
-
Wracajmy do domu... Wolałbym, żebyś się położyła. Albo
najlepiej, by zobaczył cię uzdrowiciel. - Oznajmił Lucjusz.
- Nie
przesadzaj, nic mi nie jest! - Skarciła go.
-
Lucjusz ma rację. Wróćcie do domu, połóż się, odpocznij...
Wrócili
więc. Narcyza położyła się w sypialni, a Lucjusz przyniósł jej
herbatę. Nie dodał, że skruszył do niej lekarstwo, które kiedyś
przepisał Narcyzie medyk z poleceniem, by podawać je jej, gdy
zaczyna wpadać w panikę lub nagły strach. Przypomniał sobie o tym
niedawno. Kobieta wypiła napój. Niedługo później ogarnęła ją
senność. Gdy w końcu całkowicie się jej poddała, Lucjusz okrył
ją kołdrą i jeszcze przez jakiś czas przy niej czuwał. Potem
wyszedł cicho z pokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz